środa, 9 stycznia 2008

It’s too late to przeprosiny


Jeśli nie podoba ci się
mój  styl  jazdy, zejdź
z chodnika.

(naklejka na samochodzie)

Na początku tygodnia była taka noc, gdy od wieczora do rana przychodziły z różnych stron smsy. Ostatnim, o uświęconej szaleństwem godzinie 3, rozradowany Seba płynący właśnie z Hamburga poinformował mnie, że daleko z przodu, nad wodą widać już pełgającą łunę Miasta.
Ostatnio tłumaczyłem Awarii czemu nie przyprowadzam Seby do herbaciarni. Seba nie jest kopnięty, ale ktoś kto płynie trzy miesiące w towarzystwie 32 nieogolonych facetów, agregatu prądotwórczego o chimerycznym usposobieniu, oparów mazutu i niemal uleczalnego afrykańskiego trypla, nie jest też tak do końca normalny. Żeby może to tak lepiej zobrazować dodam, że gdy opijaliśmy ostatnio jego powrót na plaży strzelał rozżarzonymi petami do łabędzi... strzelał, odpalał zaraz następnego i znowu strzelał... a one łapały... Gdy skończyły mu się papierosy rozpłakał się.
W ostatnim rejsie coś im się tam obsunęło, poleciało na linach i trafiło Sebulę w lewą stronę twarzy. W niepowstrzymanym locie porwało go ze sobą, uniosło łagodnym łukiem i wypuściło w przestrzeń nad pokładem. Podobno leciał na tyle długo, że zaczęli robić zakłady czy przeżyje. Teraz ma twarzowy, biały, choć nieco sztywny kołnierzyk, pije piwo słomką przez druty na zębach i ogólnie wygląda jakby go kopnął pięciometrowy koń.
Gdy już ekstremalnie skostnieliśmy w plenerze, udaliśmy się do mnie rozpracować „niezniszczalną połówkę”, którą dostałem w okrytych kurzem i legendą czasach czyli na 24 urodziny. Zawsze zlewam do niej imprezowe resztki i tak jakoś egzystuje sobie od lat wciśnięta w kolekcję nienoszonych swetrów od obydwu babć. Tradycyjnie używam jej do dezynsekcji ran.
W pewnym momencie wydawane przez nas odgłosy wywabiły z jakiś niezbadanych odmętów, pogrążonego w mroku  mieszkania moją matkę. Gdy pojawiła się nagle wszyscy zamarli i umilkli. Popatrzyła chwilę na Sebę w tych wszystkich drutach, bandażach i mieniących się kolorach i najwyraźniej uznała, że śni, bo odwróciła się na pięcie i zniknęła bez słowa w ciemnościach.

I JAK NIEWIDOMY

SZCZYTUJĘ RYTM
Z JEJ BIODER

(Oli Wehr)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz