wtorek, 20 listopada 2007

Żadna ściana nie będzie zbyt twarda


-Pana reputacja pana wyprzedza
-Która?

(Ringo)

Przecież nie pytam Cię czym jesteś. Akceptuję Cię Taką/takiego jakim jesteś. Absolutnie nie obchodzi mnie kolor twoich oczu.
Całuję piasek, wystawiam się na wiatr. Kaligrafuję jak Yeats, swe imię na wodzie. Usiłuję pisać dla samego pisania. Dla czystej przyjemności, ale pod skórą drży ciągle napięcie oczekiwania: no kiedy wreszcie znowu będę sławny?!!
Diabeł we mnie chce podbić świat.
Bezruch i oczekiwanie. Idealna charakterystyka. Czuję jak więdnę wystawiony bezwzględnie pod termojądrowy żar moich myśli.
Wiszę w ciemności pod gwiazdą i słuchając Sisters of Mercy myślę, że człowiek niszczony zawsze cofa się we własną przeszłość, w miejsce które dobrze zna, gdzieś we wnętrzu własnej głowy.
Tymczasem zawsze mam prześlizgującą się nieopodal codzienność.
Gdy go poznałem, przedstawił się jako Tapicer. Tak zresztą wszyscy na niego wołali, jak w Death Proof: ...spytaj kogo chcesz. Ej ty, jak się nazywam?! – Kaskader Mike – Widzisz...
Tapicer jeździł po betonowych drogach do Konigsbergu po papierosy i przewoził je tysiącami w tapicerce i siedzeniach. Dowiedziałem się wczoraj, że z pół roku temu zjechał z drogi. Jedno drzewo ściął, na drugim się owinął. Spalił się, czyż to nie piękna ironia losu?
Na jego grobie, w święto wszystkich zmarłych znajomi zostawiali paczki napoczętych papierosów.
Marzan chciał żebym pojechał z nim na otwarcia Muzeum Gottenhaven, nie miałem czasu teraz żałuję. Był tam Mniejszy Kaczor, prezydent. A ja nie skorzystałem z okazji przekazania mu kilku ciepłych słów od ekipy z mojego końca śwaita.
Na imprezie Starszy opowiadał o swoich przygodach w Azerbejdżanie. Jego walizka właśnie wędrowała z Paryża przez Mauritius do Moskwy, gdy on rozmawiał z polskimi ministrami i wiceministrami, z ministrem rosyjskim i fiszami azerskimi. Bywał na rautach, bankietach i prowadził polskie stanowisko na targach, a wszystko to w krótkiej koszulce i niebiesko-seledynowym ocieplaczu...
Jakiś gość podszedł do niego , bo jak powiedział, chciał posłuchać polskiego języka. Bardzo tęsknił za Polską, Przez ponad 20 lat był zołnierzem Soviet Army, który tam stacjonował.
Z kolei inny Azer, stwierdził: Mieliszcie teraz u wladzy Kaszyńskich. To ci co ukradli kszężyc,
. hy hy hy. A terasz macze Tuska, a to Kaszub. Jak widzać nacja kaszubska wszędzie jeszt, sorry, jest wszędzie znana, rozpoznawana i kochana.
W końcu z Moskwy nadszedł radiogram, że znaleźli tam walizkę. Starszy był już na tyle zuzyty, że dostał lekkiego schizo, że “radiogram” oznacza, że w walizce znaleźli pluton albo co.
Trzy razy jeździł przez pół Baku na lotnisko, nie wolno było tam wchodzić z zewnątrz, ciągle go spławiali. W końcu dostał naszej słynnej kiszczakowej kurwicy, wpadł jak bomba na lotnisko. Wyskoczył na niego jakiś kurdupel w ruskiej furażerce i zaczął drzeć się: paszał won. A na to stary na pół hali po rusku: SWOŁOCZ!!! Ja za 15 minut spotylam się z twoim ministrem! To ty paszał won itd.
Podobno facet maszerował biegiem. Starszy wparował do pomieszczeń ochrony, rozpędzając tłum dwumetrowych typów w panterkach po całym lotnisku. Walizka znalazła się po siedmiu minutach.

-Jak brzmi nasze motto, chłopcy i dziewczęta?
-Żaden plan nie przetrwa kontaktu z wrogiem!
-A kim jesteśmy?
-Wrogiem!

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz