Borys poznał ostatnio rodziców swojej lubej. Lubą
ochrzciliśmy: Pazyfea. Imię z tradycjami, stworzone jeszcze w słodkich czasach
edukacji masowej w szkole nr 20 przez Raczka. Tamta Pazyfea charakteryzowała
się specyficzną urodą, oraz wymiarami 96 –96 –96, czyli tak zwany: kloc. Gdy
ujrzeliśmy Pazyfeę II, wspomnienia nadpłynęły jak żywe.
Na szczęście czego natura poskąpiła w wyglądzie z nawiązką
nadrobiła w neurologice i babsko jest wredne, agresywne i sympatyczne, czyli
broń doskonała. Najpierw cię zniszczy a potem przeprosi. Poza tym pije więcej
niż Seba, a raz wywlekła z kabiny i pobiła tramwajarza, który miał ramie jak ja
nogę, tak więc w naszym gronie wzbudza poważanie, dogłębny szacunek czasem też
przerażenie.
No ale miało być o rodzicach. Borys wystartował do Wielkiej
P, dla żartu, na imprezie i w Stanie. Gdy rano się obudził, żarty się
skończyły, bo gdy dostał się już w jej mocarne łapska to go nie wypuściła, a że
ma staroświecki pogląd na stosunki damsko męskie biedak musiał przejść całą
klasyczną gehennę zalotów z pełzaniem u stóp rodziców włącznie. Matka była
zachwycona bukietem, ale jeszcze bardziej widokiem Borysa na kolanach, zwlekała
więc dobrą chwilę, nie biorąc kwiatów i przyglądając mu się z góry z błądzącym,
czy też jak to stwierdził później roztrzęsiony, z obłąkanym uśmiechem
psychopaty. Starszy nie czekał, tylko wyrwał mu z omdlałych rąk flaszkę i udał
się do kuchni.
Podobno potem przy kolacji, gdy zrobiło się swojsko a Borys
stracił czujność, Matka stwierdziła , że w końcu wreszcie będzie teściową, o
czym zawsze marzyła, i nareszcie będzie mogła zużyć odkładane przez lata
pokłady złośliwości. Ja będę ćwiczył pierdołowatość – podsumował Ojciec – A ty
trenuj wtrącanie się.
Biedne Borysiątko, w związku raczej się nudzić nie będzie.
Gdy piszę te słowa pijemy za jego żałosną wpadkę i jako prawdziwi mężczyźni
zarzekamy się, że nam by się to nie zdarzyło. Poza tym my byśmy się Pazyfei nie
przestraszyli! My byśmy jej nawrzucali!
A teraz kończę bo Wielka P zaraz tu będzie a nie chcę by
mnie przyłapała z paluchami na klawiaturze.
-Ostatnio wykrzyczałem w końcu NIE!
teściowej prosto w twarz...
-O rany, a kiedy?
-Gdy powiedziała: wyłaź spod łóżka tchórzu
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz