piątek, 30 listopada 2007

Lala


„Wszystkie anioły są straszne”...
„Napisałam to na śniegu daleko stąd”...
„Nie wystarczy powiedzieć jestem, trzeba być”...
Pomieszane treści mkną przez moją głowę nad ranem jak fala uderzeniowa. Wyrzucają mnie w przedświt wraz z dźwiękiem domofonu babki, która stoi na dole przed drzwiami i czeka, aż ktoś wniesie jej siaty z zakupami.
Dehnel siedzący przy swojej babce „jak przy zachodzącym słońcu”. Zawsze uważałem go za urodzonego dupka i untermensza polskiej literatury, a tu taka niespodzianka. Oczywiście zawsze istnieje możliwość, że tak jak w wierszach, które pisze chyba tylko po to by pokazać ile przeczytał i jakie intrygujące, skomplikowane słowa zna, czy jak w telewizyjnych szoł w stylu Michała Wiśniewskiego, zwyczajnie promuje samego siebie i eksportuje swoją domniemaną niezwykłość. Może zwyczajnie grzeje się w cudzym blasku, przysuwa się do kogoś, w kim rzeczywiście jest światło po to by wyraźniej było widać jego własne światłocienie. Może, choć osobiście wolę wierzyć, że tak nie jest. My prości kafelkarze generalnie to wierzymy w ludzi i bestie.
Gdybym dziś spotkał Pana D pewnie zapytałbym go: Czy babcia jeszcze żyje? Ponieważ teraz dzieje jego babci są też częścią mojego życia, a pytanie o jej los stało się dla mnie istotne.
O ileż ciężej przeżywa się straty, o których się czyta, gdy nie można pocieszyć się, że to tylko fikcja. Choć jak to stwierdził Gaiman: przy nieskończonej liczbie światów równoległych wszystko staje się nie tylko możliwe, ale wręcz nieuniknione. W tym sensie każda strata jest prawdziwa, każdy bohater powieści gdzieś umarł naprawdę. Abstrakcja? Zawsze wierzyłem, że ludzki umysł jest zbyt prymitywny by wyobrazić sobie coś, co nie istnieje.
A może samo wyobrażenie sobie czegoś jest aktem kreacji, powołującym to coś do życia? Jak w tej opowieści, w której sam sposób postrzegania ludzi, obserwujących coraz dalsze gwiazdy organizował wszechświat zgodnie z naszą ludzką logiką i ograniczonym zasobem zmysłów, unicestwiając równocześnie miliony cywilizacji i miliardy istot wielowymiarowych. Taka mała wariacja na temat zasady, że obserwacja zmienia obiekt obserwowany.
Ostatecznie obcy odcięli pewnej nocy Ziemię od reszty wszechświata i z nieba na zawsze zniknęły gwiazdy.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz