„Wszystkie anioły są straszne”...
„Napisałam to na śniegu daleko stąd”...
„Nie wystarczy powiedzieć jestem, trzeba być”...
Pomieszane treści mkną przez moją głowę nad ranem jak fala
uderzeniowa. Wyrzucają mnie w przedświt wraz z dźwiękiem domofonu babki, która
stoi na dole przed drzwiami i czeka, aż ktoś wniesie jej siaty z zakupami.
Dehnel siedzący przy swojej babce „jak przy zachodzącym
słońcu”. Zawsze uważałem go za urodzonego dupka i untermensza polskiej
literatury, a tu taka niespodzianka. Oczywiście zawsze istnieje możliwość, że
tak jak w wierszach, które pisze chyba tylko po to by pokazać ile przeczytał i
jakie intrygujące, skomplikowane słowa zna, czy jak w telewizyjnych szoł w
stylu Michała Wiśniewskiego, zwyczajnie promuje samego siebie i eksportuje swoją
domniemaną niezwykłość. Może zwyczajnie grzeje się w cudzym blasku, przysuwa
się do kogoś, w kim rzeczywiście jest światło po to by wyraźniej było widać
jego własne światłocienie. Może, choć osobiście wolę wierzyć, że tak nie jest.
My prości kafelkarze generalnie to wierzymy w ludzi i bestie.
Gdybym dziś spotkał Pana D pewnie zapytałbym go: Czy babcia
jeszcze żyje? Ponieważ teraz dzieje jego babci są też częścią mojego życia, a
pytanie o jej los stało się dla mnie istotne.
O ileż ciężej przeżywa się straty, o których się czyta, gdy
nie można pocieszyć się, że to tylko fikcja. Choć jak to stwierdził Gaiman:
przy nieskończonej liczbie światów równoległych wszystko staje się nie tylko
możliwe, ale wręcz nieuniknione. W tym sensie każda strata jest prawdziwa,
każdy bohater powieści gdzieś umarł naprawdę. Abstrakcja? Zawsze wierzyłem, że
ludzki umysł jest zbyt prymitywny by wyobrazić sobie coś, co nie istnieje.
A może samo wyobrażenie sobie czegoś jest aktem kreacji,
powołującym to coś do życia? Jak w tej opowieści, w której sam sposób
postrzegania ludzi, obserwujących coraz dalsze gwiazdy organizował wszechświat
zgodnie z naszą ludzką logiką i ograniczonym zasobem zmysłów, unicestwiając
równocześnie miliony cywilizacji i miliardy istot wielowymiarowych. Taka mała
wariacja na temat zasady, że obserwacja zmienia obiekt obserwowany.
Ostatecznie obcy odcięli pewnej nocy Ziemię od reszty
wszechświata i z nieba na zawsze zniknęły gwiazdy.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz