Miał poważną minę, gładką skórę,
i tego rodzaju twarz o jaką każda
dziewczyna chciałaby się otrzeć
udami
(De Pierres)
Ostatnio Szponiasta trafiła z Kudłatą na jakieś religijne
spotkanie przy Św. Barbarze. Kudłata przedstawia ją koleżankom: Jej rodzice to,
jej koty tamto, a, i ma chłopaka, którego trzeba ewangelizować...
Podobno całe stadko zapaliło się do tego projektu. Niech
więc przyjdą, niech mnie wezmą, niech połamią sobie zęby! Z drugiej strony to
miło być docenionym.
W piątek od rana mieliśmy z Pazurzastą rozlepiać plakaty.
Zaczęło się od zebrania sztabowego w Bajaderze, legendarnej cukierni, w której
to pierwsze nieśmiałe kremówki stawiał Wirusowy Olek Jolce. Czatowała tam na
nas ciotka Małej, specjalistka od życia w rodzinie, podkarmiła torcikiem
tiramisu i wręczyła rulon plakatów, na których obok zgrabnej damskiej szpilki,
która zamiast obcasa miała termometr ciążowy, byczył się wielki napis „Czysty
seks”. Jak to powiedziała Ciotka cytując pewną zakonnicę: Po skojarzeniach ich
poznacie. Tym razem chodziło o spotkania z młodzieżą w sprawach „czystości i
planowania rodziny”, więc mój udział w tym przedsięwzięciu to było trochę jakby
wysłać kombajn do kliniki aborcyjnej.
Ale nic, Szponiasta wyraźnie potrzebowała wsparcia, a
rozlepianie tego po miejskich uczelniach i akademikach było nawet zabawne.
Myślałem, co prawda czasem, że przydałaby się kominiarka, bo gdyby zdybał mnie
jakiś znajomy to, jak to powiedział pirat transwestyta w „Stardust”: To mogłoby
zniszczyć moją straszną reputację. Swoją drogą DeNiro w tej roli to coś, czego
się długo nie zapomni.
Pogoda była straszna. Zza horyzontu nadciągał sztorm, który
z wściekłością miał uderzyć w wybrzeże po południu. Przemoknięci i przewiani
zalepialiśmy czystym seksem plakaty wyborcze i doczepialiśmy go do drzew, tak
by liczni na Akademii Arabii wypadali na niego niespodziewanie zza rogu..
Wieczorem odprowadzając Małą ode mnie wyszliśmy na plaże.
Fale mknęły z ciemności odcinając się od czerni grzywami piany. Plaża pożarta
niemal po wydmy, powietrze czyste, delikatnie ponakłówane świetlistą siateczką
miast. Wiatr odbierający oddech. Romantycznie do bólu.
A wieczorem czas miło podzielony między powracającą mumię a
debatę. Muszę przyznać, że dotąd miałem Tuska za ciepłe kluchy a tymczasem typ
z grzejącą serce wirtuozerią kaczał naszego niedorozwiniętego premiera. Pan
prezes był gotów na wszystko, wyzwiska, oskarżenia, kłótnie, atak jądrowy i
szarżę kawalerii, ale nie na kogoś, kto spokojnie i z uśmiechem powie, że ufa
polakom, że w nas wierzy. Każdym kolejnym słowem Tusk ciął Kaczora na plastry
jak laborant żabę.
A wczoraj poszliśmy na „Gwiezdny Pył” i świat wypiękniał do
końca.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz