Zawsze jest ich dwoje.
Dwoje drapieżców
Czuwa nad miastem.
Dwoje drapieżców,
którzy wybrali
wolność
(Raptors)
Zagłębiam się łopatą w głąb ziemi. Przerzucam gruz czasu.
Zdzieram palce i łamię paznokcie. Wyworzę taczką na złom poskręcane, pokryte
rdzą szczątki świata. Płacą mi za to. Blondynka w kasie ma każdy paznokieć
pomalowany inaczej. Są tak długie, że gdyby wbiła mi je pomiędzy żebra
sięgnęłaby serca. Na jednym jest białe drzewo, na innym róż pożera seledyn, na
innym jest księżyc i rozgwieżdżone niebo. Takie jak u nas gdy księżyc wschodzi
rozświetlając nitki torów. Wyglądają jak dwie strużki srebrnej krwi. Miasto
krwawi w ciemności. Krwawi zimną stalą.
Miejsca po wyrwanych torach wyglądają niesamowicie.
Półmetrowy kanał ciągnący się kilometrami środkiem Wielkiej Alei. Wąwóz którym
idę w ciszy drugiej nad ranem mijając śniące benzynowe sny, zamarłe w pół ruchu
zwaliste cielska maszyn.
Gdzieś tam daleko, na wieży wypalonego Św Jana Pułkownik
Cień gra w kości z Samym Władcą Ciemności Mixerem o ludzkie dusze. Mixer potrząsa
żelaznym kubkiem, w którym grzechoczą kości wykonane z kostek ludzkich palców i
mówi: Życie jest tylko snem, mój przyjacielu, a nie można przecież spać bez
końca.
Gdzieś w ciemnym zaułku z okien o szybach z żółtego,
butelkowego szkła na spękany bruk leje się miękkie światło. Słychać
przytłumioną muzykę. Na beczce u wejścia w zaułek siedzi pokryty bliznami stary
kocur, patrząc na świat spod przymrużonego, jedynego oka.Wyżej, po stromiznach
dachów krażą inne koty obserwując i donosząc Bogu. Anioły śpią milcząco w
chłodzie hangarów śniąc o uwolnionych kilotonach..Zaś gdzieś na rogatkach
Twierdzy Breslau Pazurkowata w mrocznej piwnicy, pełnej spopielonych zwłok
unosi w palcach skrawek ludzkiej kości.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz