wtorek, 4 września 2007

Omnipotencja czymkolwiek jest


Ja – Kochanie, kobiety są niepojęte
Ona- Też tak uważam.

(My)

Lennonka nie ma cierpliwości do życia. Irytuje ją jego tempo i rytm. Pracuje w Empiku od paru miesięcy i już jest zła i zniechęcona, bo nie awansuje. Byłem Młodym na budowie cztery lata, a pod bokiem ma Mevę, która na awans potrzebowała lat wypruwania sobie flaków.
Marzan sam przy stole w ich wspólnej kuchni. Stawiamy butle wina i rozmawiamy godzinami. W tle leci Lao Che albo inne Hajdamaki.
Ostatnio ruchy Lennonki stają się gwałtowne, dno głosu drapie gorycz, skóra pachnie dymem.
Wracamy z Lady Pazurek przez zasypiające Miasto. Czerwone wino krąży w żyłach. Wszystko nas bawi.
To już wspomnienie. Sms gdzieś spod Szczecina, gdzie Szponiasta przez miesiąc będzie miała praktyki. Jutro kopanie, dziś jeszcze impreza. Pisze, że zbyt długo przebywała w towarzystwie moich znajomych i już nie rozumie swojego pokolenia.
Podobno okres „bycia nastolatkiem”, z jego buntem i problemami jest wynaturzeniem naszej kultury, który powstał w skutek braku właściwej inicjacji przez dorosłych i niszczącego wpływu edukacji, która odrywa ludzi od prawdziwego życia. Dawniej ludzie zmieniali się w wieku kilkunastu lat w dorosłych, a determinacja by być dojrzałym, była naprawdę wielka.
Strugi deszczu uderzają w zgięte plecy i dzwonią o blachę taczki. Okulary parują, co jakiś czas po szkle spływa kropla, przywracają na moment kontakt ze światem. Ładuję gruz z miejsca po szopie. Dziadek wypełnił nim podłogę do głębokości pół metra. Pomiędzy gruzem niespodzianki z przeszłości, stare tajemnice i ukryte dowody. Zetlałe dokumenty, damskie torebki, butelka po żołądkowej – gorzkiej, opakowania. Bielizna z tasiemkami, zabazgrane krzyżówki i upaćkane rdzawym pyłem szwedzkie świerszczyki w których Berty o końskich twarzach rozchylają zapylone uda. Strzaskana porcelana, krusząca się w rękach paczka klubowych, zagubiona studzienka kanalizacyjna wypełniona tajemniczymi workami (Strach zajrzeć, może w środku spoczywa jakiś zagubiony sąsiad) , trochę złomu, cały, dziecięcy rower... Dziadek był mściwym nerwusem, co karze mi przypuszczać, że życie jakiegoś wyjątkowo upierdliwego bachora naznaczyła gorycz straty.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz