czwartek, 16 sierpnia 2007

Tańcząc w ciemnościach


-Kochanie, chodź spłodzimy Antychrysta
-Dobrze, po ślubie

(My)

Kloszard zatrzymany w pół drogi skądś dokądś. Obok porzucone torby pełne życiowego dorobku. Oberwany dziadek trzymający kurczowo długopis i wystawiwszy język w skupieniu piszący coś na nisko wiszącym bilboardzie potępiającym torby jednorazowe.
Na drugi dzień znów szedłem tamtędy i z ciekawości podszedłem poczytać. Cały wielometrowy plakat, od góry do dołu pokryty był pismem. Bełkot, sentencje, kawałki reklam, przerwane myśli. Całość nie do ogarnięcia...
Kiedyś czytałem opowieść o „sercu zachodu” i tam był stary ślepiec, który tuszem malował proroctwo na ścianie, obraz wielkiej bitwy. Od rana do nocy dodawał kolejne szczegóły. A gdy w końcu ludzie zrozumieli, że to prawdziwe proroctwo i przybiegli je poznać, ściana okazała się już jednolicie czarna. Kolejne szczegóły zaciemniły obraz.
Niedawno, gdy wracałem przez Wrzeszcz, zgasło światło. Miasto zmieniło się w linie konturów na tle nieba, budynki stały się kształtami brył odciśniętymi w powietrzu. Reflektory przejeżdżającychc samochodów rzucały przerażające ruchome cienie drzew i słupów, tańczące i przenikające się, spazmatycznie niczym pełgający płomień gasnącej świecy, aż po sam skraj ataku apopleksji.
Rowerzyści krzyczeli z daleka. Okna nieśmiało rozświetliły płomyki świec i lamp naftowych. Na ulice i do parków wylała się młodzież. Całowano się w ciemnościach na ławkach i mówiono o wojnie światów.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz