wtorek, 7 sierpnia 2007

Słuchaj swojego żołądka


Moja ty Kluseczko Zagłady
Kaczuszko destrukcji...

(Krzysiek do Meave)

Wybuduję zamki z piasku na twoim brzuchu. Z muszli na ich szczycie wynurzą się boginie, by błogosławić wszelkie oceany. Przechylony wrak puszki uroni złotą kroplę prazupy. Ty zaś przeciągniesz się pokrywając świat siateczką pęknięć. Każdy twój ruch będzie geologiczną epoką, pod łagodnym słońcem kreślącym nad nami odę o końcu lata.
Na chwile przed wyjazdem Lady Pazurek postanowiła pociągnąć lakierem swoje śmiercionośne atrybuty. Gdy tak sobie siedziała subtelnie machając płetwą by bejca szybciej wyschła, stwierdziła nagle ze zgrozą, że do jednego z paznokci przylepiła się muszka. Argh! Nieszczęście! Katastrofa! Na to dictum wpadła jej mama, beznamiętnym okiem nauczyciela matematyki oceniła skalę zniszczeń i sięgnęła po odpowiedni sprzęt... i taka właśnie jest historia finezyjnych, brokatowych szlaczków na szponach mojej piękności.
To coś w rodzaju tych opowieści o zamurowanych w konstrukcji mostu robotnikach. Po wszystkim musiały przyciąć tylko z lekka jedno skrzydełko.
Istnieje mit, że gdy ma się syfa na twarzy to trzeba go potrzeć rozgrzaną, złotą obrączką. Stojąc pod błękitną emalią nieba, gdzieś w Gottenhaven, Krzysiek nadał temu mitowi bardziej realne podstawy. Podobno złotnicy, żeby zaoszczędzić na złocie, ładują do środka rtęć. Jeśli więc wasza obrączka wyjątkowo dobrze leczy pryszcze to czujcie się wyruchani przez jakiegoś anonimowego rzemieślnika. Poza tym mam pewne obawy czy zyski z takiego leczenia nie są przypadkiem mniejsze niż koszty, no chyba, że ktoś ma ambicję zostać zatrutym rtęcią nieboszczykiem o cerze jak alabaster.
Ja za to dzisiaj malowałem z jednym gościem klatkę schodową. Znaczy on malował a ja trzymałem nogi drabiny a co za tym idzie i jego bujające się w powietrzu ciało, bo sprzętu na schodach nie dało się rozstawić. Jestem jeszcze z lekka przydymiony. Wczoraj bolał mnie ząb, bolał namiętnie i totalnie, przekomarzając się ze mną na granicy szaleństwa. Matka wracając z pracy zastała mnie, gdy z ponurą determinacją, metodycznie myłem mydłem kombinerki nad umywalką, żeby skurwiela wyrwać. Niestety nie dało się drania uchwycić, przeciąłem więc pod nim dziąsło i przez dobę pławiłem się w smaku krwi i ropy wypełniającej mi usta. Nie spałem dwie noce, całość zdezynfekowałem spirytusem 60%, którym niedawno zresztą wyleczyłem się z anginy w 3 dni.
Czasem wydaje mi się, że gdybym więcej pił, wszystko byłoby prostsze.

Bóg tworząc każdego z nas miał
kogoś konkretnego na myśli. Ten
ktoś ma imię. Może być też stra -
szliwie pokaleczony, ale Bo jest
pewien swej decyzji stworzenia
go. Nie jesteście więc nieistotni,
nie jesteście niepotrzebni, nie je-
staście sami.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz