piątek, 3 sierpnia 2007

Nie licz na żonę w telefonie, nigdy nie doświadczyła prawdziwej rozpaczy


Piękno jest nie tylko straszne ale
i tajemnicze. W nim Bóg i diabeł
walczą o panowanie, a polem
bitwy jest serce mężczyzny

(Dostojewski)

Wcale nie chcę Cię przekonać. Moje życie z twojego punktu widzenia nie ma wartości. Z drugiej strony ja też jakoś nigdy nie byłem w stanie docenić uroków stałej pracy, schematyczności udającej poczucie bezpieczeństwa czy „dobroczynnej” mocy ZUSu.
Kiedyś byłem niebezpieczny. Teraz nie wiem kim jestem. Pocieszam się, że siedząc okrakiem na płocie każdy normalny facet myśli więcej o swoich jajach, niż o tym, co czeka na niego na dole. Obojętnie, po której ze stron.
Marzan obudził się na wydmach. Na jego oczach świt gasił gwiazdy, a gdy wstało słońce pobiegł nago przez pustą plażę, gdzieś między jeziorami Gardno a Łebsko i wpadł pomiędzy fale morskie, które w porównaniu z porannym powietrzem wydawały się ciepłe.
Gdy nadeszła kolejna noc i odjechał ostatni autobus, gdzieś pośród ciemności brnął przez bagna, pokryty warstwą błota i komarów, stawiał wśród mroku, samotnie czoła rozpaczy. Noc przespał w towarzystwie myszy na starej, myśliwskiej ambonie. Gdy zbudził się, w dole nie było widać ziemi, a tylko kłębiący się ocean mgieł. Zupełnie jakby patrzył na niebo z góry, z mostka sterowca. Ostatni kapitan swego świata.
Gdy odnalazł nasz świat Pan Bóg zesłał mu prostaczków, którzy go uratowali. Nic tak nie leczy duszy jak podarowane bezinteresownie dobro.
Dziś zobaczę Pazurkowatą po tygodniu rozłąki. Od razu z gór pojechała do kuzynek nad jezioro. Gdzie rżnęły w karty, ratowały swego minipsa z drapieżnych paszczęk okolicznego bydła i rysowały sobie ołówkami technoglify na skórze. Ja zaś po tygodniu obijania się o skały nieudanych przedsięwzięć, nadwątlony z lekka, czuję jak z każdą kolejną minutą zbliżającą mnie do spotkania, moje serce pompuje mi w żyły kolejną dawkę światła. Hormony buzują, ślą niespójne komunikaty, zmieniające się pod przewiewną kopułą czaszki w jednostajny szum. Wkrótce poczuję jej zapach, dotknę skóry, pogłaszczę po jasnej główce. Nie próbuję Cię przekonać, ale powiedz czy istnieje piękniejszy sen?

Na starczym grzbiecie Wielkiego Wozu
Przysiadły taborem puszczyki
Czarnobrewi strażnicy wieczoru
Świtezianka rozpuszcza mleczny warkocz
Dmuchawce rosy gania wiatr

(Wykrota)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz