Tu nie ma ślimaków na ziemi.
Z drzew się rzucają...
(Krzysiek)
Wracając w sobotę z grilla u Krzyśków czekaliśmy na autobus
na granicy lasu. Krzysiek tradycyjnie walnął paroma tekstami, a trzeba dodać,
że mniej rozeznani w jego poczuciu humoru nigdy nie wiedzą czy żartuje czy nie.
Staliśmy więc skupieni wokół przerażonej Lennonki, która na każdy najlżejszy
dźwięk wytrzeszczała oczy w ciemność i pytała: Czy to dziki?...
To była ta sobota po tamtym piątku, pędzeni więc alkoholowym
oparem i tragicznie niedospani mieliśmy leciutką schizę. Gdy dojechaliśmy do
centrum, Lenn postanowiła o coś spytać kierowcę. Drzwi się zamknęły i wszyscy
mogliśmy śledzić smętnym wzrokiem jak autobus porywa naszą ulubioną maskotkę
eksperymentalną. Wszyscy, tylko nie Marzan, który z łomotem pomknął za
autobusem i nawet dotrzymywał mu tempa. Może i doleciałby na następny przystanek
razem z nim, ale pokonała go praworządność, bo zatrzymał się na czerwonym
świetle, mimo, że nic specjalnie nie jechało.
Ostatnio mówi się sporo o Niemcach usiłujących odzyskać u
nas swój majątek. No i ostatnio u Marko w starym Brzeźnie pojawił się Niemiec i
oświadczył Markowi, że zamierza: ”odzyskać” jego dom. Marko z tym swoim
beznamiętnym wyrazem starego kolejarza, z którym nie raz i nie dwa słuchał
pytań w rodzaju: Dlaczego w tym składzie brakuje dwóch wagonów, stwierdził, że
nic mu nie odda, ponieważ właściwie to są rodziną. Niemiec się stropił, a
Marko: Herr Horst L, prawda? Jesteśmy przyrodnimi braćmi. Niemiec się spienił i
pyta niby jak, a Marko z echem dźwięczących pól lodowych w głosie: Bo pana
ojciec zgwałcił moją matkę... Biedny szwab był z rodziną i wszyscy opuszczali
podwórko przy Łamanej w ciężkim milczeniu.
Krzysiek wpada do Empiku po Meave,
a tam jakiś koleś:
- Nie ciągnij za tę linkę
- Dlaczego?
- Bo to zapadnia...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz