środa, 20 czerwca 2007

Wszystko ma swoją cierpliwość


Tu nie ma ślimaków na ziemi.
Z drzew się rzucają...

(Krzysiek)

Wracając w sobotę z grilla u Krzyśków czekaliśmy na autobus na granicy lasu. Krzysiek tradycyjnie walnął paroma tekstami, a trzeba dodać, że mniej rozeznani w jego poczuciu humoru nigdy nie wiedzą czy żartuje czy nie. Staliśmy więc skupieni wokół przerażonej Lennonki, która na każdy najlżejszy dźwięk wytrzeszczała oczy w ciemność i pytała: Czy to dziki?...
To była ta sobota po tamtym piątku, pędzeni więc alkoholowym oparem i tragicznie niedospani mieliśmy leciutką schizę. Gdy dojechaliśmy do centrum, Lenn postanowiła o coś spytać kierowcę. Drzwi się zamknęły i wszyscy mogliśmy śledzić smętnym wzrokiem jak autobus porywa naszą ulubioną maskotkę eksperymentalną. Wszyscy, tylko nie Marzan, który z łomotem pomknął za autobusem i nawet dotrzymywał mu tempa. Może i doleciałby na następny przystanek razem z nim, ale pokonała go praworządność, bo zatrzymał się na czerwonym świetle, mimo, że nic specjalnie nie jechało.
Ostatnio mówi się sporo o Niemcach usiłujących odzyskać u nas swój majątek. No i ostatnio u Marko w starym Brzeźnie pojawił się Niemiec i oświadczył Markowi, że zamierza: ”odzyskać” jego dom. Marko z tym swoim beznamiętnym wyrazem starego kolejarza, z którym nie raz i nie dwa słuchał pytań w rodzaju: Dlaczego w tym składzie brakuje dwóch wagonów, stwierdził, że nic mu nie odda, ponieważ właściwie to są rodziną. Niemiec się stropił, a Marko: Herr Horst L, prawda? Jesteśmy przyrodnimi braćmi. Niemiec się spienił i pyta niby jak, a Marko z echem dźwięczących pól lodowych w głosie: Bo pana ojciec zgwałcił moją matkę... Biedny szwab był z rodziną i wszyscy opuszczali podwórko przy Łamanej w ciężkim milczeniu.

Krzysiek wpada do Empiku po Meave,
a tam jakiś koleś:
- Nie ciągnij za tę linkę
- Dlaczego?
- Bo to zapadnia...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz