sobota, 2 czerwca 2007

Uwolnić orkan


Na wojnie nie ma gorszej
rzeczy niż wkurwiony
pułkownik.

(Larry Bond)

Wpadamy do Kościoła Pod Dzwonem, mijamy księdza zdrapującego z konfesjonału gumy do żucia. Seba pyta: Gdzie, ksiądz wskazuje: Tam. I już po chwili niesiemy sponiewieranego nieco Drago w kierunku pobliskiej plaży, nieopodal której w małym domku, na ulicy Południków czeka na Dragunowa od wczoraj stęskniona żona i dwójka dzieci z piekła rodem, które spłodził zapewne sam Szatan, bo Draga nocą przecież w domu nie uświadczysz. Cała akcja odbywa się błyskawicznie. Nasze ruchy pewne, wprawne, wyćwiczone latami doświadczeń. Seba dzwoni i odskakuje na bok, ze środka rozlega się piekielny jazgot Kubusia, jednookiego jamnika psychopaty, który jak twierdzi nasz, obecnie z lekka obwisły bohater, rzuca się na jaja gości, którzy nie przypadną mu do jamniczego gustu. Z tego i innych ważkich powodów ciskamy Dragiem w otwierające się gwałtownie drzwi i korzystając z chwili, gdy ciało blokuje drogę stęsknionej małżonce, uzbrojonej w takich sytuacjach w ciężką, tytanową patelnię marki Gieister, gnamy w kierunku ogrodzenia by zostawić za sobą maksymalną możliwą ilość przeszkód terenowych.
Płot należy do typu: Betonowych – cmentarnych, nie jest więc najniższy. Każdy z nas ma własny i niepowtarzalny sposób forsowania go. Ja zawsze chwytam go rękami i przerzucam nogę, Seba weteran trzech setek najazdów na port i strefę wolnocłową, skacze szczupakiem i przetacza się na szczycie, tak że przez chwilę jest do góry nogami. W końcu Borys – inteligenciuch, który ma tam swój słupek, od którego się odbija by zwisnąć na brzuszku i przy terkocie, wystających z umięśnionej klaty informatyka żeber, prześlizgnąć się po szczycie.
Zawsze ważna jest prędkość, bo płot jest za krótki byśmy zmieścili się wszyscy, a z reguły ten ostatni forsuje płot z Kubusiem u nogawki, tudzież dostaje dodatkowego przyspieszenia pod wpływem celnie rzuconej pyry.
W sumie żona Draga nie jest wcale taka zła, ale po całej nocy czekania, na swojego amanta, którego jakaś uczynnie rozmowna sąsiadka, akurat widziała wieczorem, jak podąża w kierunku wydm z dwiema rozchichotanymi licealistkami, i na widok bezwładnego stanu rzeczonego, który od dwóch godzin powinien być w pracy, dostaje krótkiej, acz morderczej furii. To taki odruch, jest żywiołowej, rosyjskiej natury, jeśli przeżyje się pierwszy moment, to w sumie nic człowiekowi nie zrobi, szczególnie, gdy człowieka oddziela od niej płot. Czasem nawet robi jej się potem przykro i jakiś czas później zaprasza nas na obiad.
Drago uważa, w krótkotrwałych chwilach bytności na tej płaszczyźnie zdarzeń, że trzeba coś z tym zrobić. Tymczasem padł jedynie projekt wytrucia sąsiadek...

Napisane specjalnie dla Borysa, który nie wierzył, że to napiszę. Pozdrawiam przy okazji Nołengliszmena i Pelikany z Monterey oraz Olgę i jej tytanową patelnię.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz