Ceną za wyobraźnię jest strach
(Hannibal Lecter)
Siedzę sobie w zrujnowanym domostwie Zwierzów, piję mrożony
soczek jabłkowy i patrzę na zdruzgotanego kota, który z niedowierzaniem
rozgląda się po dymiących ruinach swego imperium. Właśnie zniosłem Zwierzom do
piwnicy książki... WIECIE ILE ONI MAJĄ KSIĄŻEK?!! Zaraz bierzemy się za
meble...
Pogoda morderczo - marcowa. Upał, słońce, a gdy tylko
wyjdziesz spod dachu potop, hekatomba i sąd ostateczny. Te pieprzone fronty
burzowe czają się chyba za jakimś gzymsem i tylko czekają na potencjalne ofiary.
Bywa też jeszcze śmieszniej, gdy z błękitnego z pozoru nieba zaczyna padać
drobny, sraczkowaty deszczyk, który ćmi niczym ból zęba, podczas gdy za
horyzontem o kolejnym frajerze nadają morsem burze fleszami błyskawic.
Dzisiaj starszy wraca mi z Francji, chciałbym zobaczyć jego
minę, gdy zajrzy do lodówki. Tydzień temu dał matce 3 stówy, wydała wszystko
kupując do domu 3 parówki, kawałek słoniny, 2 pomidory, margarynę, 2 chleby i
czereśnie. Z tego wszystkiego ocalał się zdaje pomidor. Po prostu talent,
odżywiający się luksusowym etanolem i dymem z Sobieskich.
Dobra sok mi się skończył, jaja bolą od noszenia, Zwierz
rozpacza, że pod każdą kolejną warstwą rzeczy do spakowania jest kolejna
warstwa. Fakt, człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego ile ma rzeczy dopóki nie
musi się przeprowadzić.
Papa, Misiu, papa, całować,
kochać, o uaktywniło się...
(Pazurkowata)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz