Lubili stosować zasadę jeden przeciw
wszystkim, ponieważ nie wymaga
starannego celowania.
Lubicie przejeżdżające gdzieś w oddali pociągi? Ja
uwielbiam. Ten moment, gdy wieczór przechodzi w noc, ty stoisz pośród wzgórz i
ciemnych plam lasów, pachnie trawa, grają świerszcze a ty zmęczony po całym
dniu wędrówki w upale wkraczasz w ten stan półrealnej, rozmarzonej nostalgii. I
wtedy gdzieś daleko za wzgórzami przejeżdża terkocząc pociąg i porywa cię ze
sobą gdzieś daleko, poza wszystko.
Stałem kiedyś późnym wieczorem na moście Piłsudskiego w
Toruniu. Pode mną toczyła ciężko swe wody czarna Wisła. Z lewej rozświetlone
miasto rozbrzmiewało młodością, a ja stałem tam i nie miałem dokąd wracać.
Stałem więc na środku mostu patrząc przed siebie, i w tedy
pośród nocy z miasta wyjechał pociąg. Daleki stukot stali o stal, rzędy migających
świateł odbijających się w drżącej powierzchni wody. Stojąc w tej ciemności i
patrząc na ten pociąg, w którym jest światło, w którym jest ciepło, który
jedzie gdzieś, zatęskniłem tak strasznie, że niemal zgięło mnie z bólu.
Zatęskniłem za czymś, czymś nieokreślonym. Tęskniłem za tym zawsze, ale w
tamtej chwili to coś wydostało się na zewnątrz i zawyło do bezgwiezdnego nieba.
Siedziałem dzisiaj całą noc, było ciepło, gdzieś od portu
dobiegały pohukiwania kołujących po bocznicach lokomotyw. Miałem wczoraj ciężki
dzień a dzisiaj kolejny ciężki ranek. W życiu mojego starszego pojawiły się
dość radykalne zmiany a on w takich sytuacjach reaguje agresją, do tego dostał
znowu szału remontowego i wszystko robione jest naraz. Hydraulicy potykają się
o elektryka przenoszącego liczniki od lokatorów, którzy wykazali się rachunkową
kreatywnością oraz posiadaniem specjalistycznych magnesów. Pani architektka
mija się na klatce z typami od płotu...
I ja stoję na rozdrożu. Tak jest zawsze, gdy podejmuje się
życiowe decyzje, gdy człowiek determinuje się cały do ich wykonania i wszystko
wydaje się jasne, wtedy wszechświat poddaje go próbie. Mam moi mili do wyboru
trzy opcje: wynająć od babki mieszkanie od zaraz i zarzynać się, co miesiąc na
rachunki, ale być wolnym szczęśliwym i oddzielonym, wynająć od babki pokój
(znacznie taniej), ale musiałbym wytaszczać się stamtąd z klamotami na każde
wakacje, gdy przyjeżdżają wczasowicze i, no właśnie, zostać w domu.
Starszy dostał awans do głównej placówki swojej firmy, która
znajduje się w miejscu praktycznie pozbawionym rozsądnych połączeń ze światem.
Będzie w domu tylko na weekendy, a więc główny powód, dla którego chcę się
wyprowadzić rozwiązałby się sam. Czuję, że jestem kuszony.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz