wtorek, 22 maja 2007

Czerwony kwiat kasztanu


Lubili stosować zasadę jeden przeciw
wszystkim, ponieważ nie wymaga
starannego celowania.

Lubicie przejeżdżające gdzieś w oddali pociągi? Ja uwielbiam. Ten moment, gdy wieczór przechodzi w noc, ty stoisz pośród wzgórz i ciemnych plam lasów, pachnie trawa, grają świerszcze a ty zmęczony po całym dniu wędrówki w upale wkraczasz w ten stan półrealnej, rozmarzonej nostalgii. I wtedy gdzieś daleko za wzgórzami przejeżdża terkocząc pociąg i porywa cię ze sobą gdzieś daleko, poza wszystko.
Stałem kiedyś późnym wieczorem na moście Piłsudskiego w Toruniu. Pode mną toczyła ciężko swe wody czarna Wisła. Z lewej rozświetlone miasto rozbrzmiewało młodością, a ja stałem tam i nie miałem dokąd wracać.
Stałem więc na środku mostu patrząc przed siebie, i w tedy pośród nocy z miasta wyjechał pociąg. Daleki stukot stali o stal, rzędy migających świateł odbijających się w drżącej powierzchni wody. Stojąc w tej ciemności i patrząc na ten pociąg, w którym jest światło, w którym jest ciepło, który jedzie gdzieś, zatęskniłem tak strasznie, że niemal zgięło mnie z bólu. Zatęskniłem za czymś, czymś nieokreślonym. Tęskniłem za tym zawsze, ale w tamtej chwili to coś wydostało się na zewnątrz i zawyło do bezgwiezdnego nieba.
Siedziałem dzisiaj całą noc, było ciepło, gdzieś od portu dobiegały pohukiwania kołujących po bocznicach lokomotyw. Miałem wczoraj ciężki dzień a dzisiaj kolejny ciężki ranek. W życiu mojego starszego pojawiły się dość radykalne zmiany a on w takich sytuacjach reaguje agresją, do tego dostał znowu szału remontowego i wszystko robione jest naraz. Hydraulicy potykają się o elektryka przenoszącego liczniki od lokatorów, którzy wykazali się rachunkową kreatywnością oraz posiadaniem specjalistycznych magnesów. Pani architektka mija się na klatce z typami od płotu...
I ja stoję na rozdrożu. Tak jest zawsze, gdy podejmuje się życiowe decyzje, gdy człowiek determinuje się cały do ich wykonania i wszystko wydaje się jasne, wtedy wszechświat poddaje go próbie. Mam moi mili do wyboru trzy opcje: wynająć od babki mieszkanie od zaraz i zarzynać się, co miesiąc na rachunki, ale być wolnym szczęśliwym i oddzielonym, wynająć od babki pokój (znacznie taniej), ale musiałbym wytaszczać się stamtąd z klamotami na każde wakacje, gdy przyjeżdżają wczasowicze i, no właśnie, zostać w domu.
Starszy dostał awans do głównej placówki swojej firmy, która znajduje się w miejscu praktycznie pozbawionym rozsądnych połączeń ze światem. Będzie w domu tylko na weekendy, a więc główny powód, dla którego chcę się wyprowadzić rozwiązałby się sam. Czuję, że jestem kuszony.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz