Otwórz błękitne oczy dziewczynko. Tu wianek, tu pan Bóg a tu
biała hostia.
Trawy ugięły się i roztańczyły,
powiew rozsypał im włosy. Nie
wiedzieli, że to nie wiatr, ale
podmuch tysięcy skrzydeł nad-
latujących aniołów.
(Ja i Uznański)
Wyglądałem naprawdę nieźle, jak uprzejmy Szatan z promocyjną
ofertą, nadal jednak nie rozumiem, czemu niektórzy rodzice prosili mnie bym
stawał do zdjęć obok ich pociech. Może nigdy nie widzieli jeszcze potwora w
bezpośrednim sąsiedztwie kościoła i chcieli mieć na zdjęciu jak dymi.
Jedyny bezpośredni kontakt, jaki miałem dotąd z pierwszą
komunią to: Dzień, w którym pojawiły się zegarki. Nagle, ni stąd ni zowąd pół
klasy miało na przegubach te egzotyczne, tajwańskie, elektroniczne odrośla,
które pikały o pełnej godzinie, ale nigdy równocześnie, doprowadzając wesołym
pandemonium nauczycieli do białej gorączki.
Teraz stałem obok Pazurkowatej i jej rodziny, patrząc na te
przedziwne operacje przeprowadzane nad grupą zestresowanej dzieciarni.
Gdy przechodzili środkiem nawy Mała rzuciła półgębkiem:
Idzie ksiądz i komuniści...
Jasne światło padało przez kolorowe szkło, wprost na puste,
śnieżnobiałe ściany, tego wyraźnie poniemieckiego kościoła. Ksiądz raczył nas
płytką socjotechniką i katolicko-kanibalistycznymi wstawkami, uśmiechałem się
za każdym razem, gdy wspomniał o baranku grzejącym się w boskim świetle, co od
razu kojarzyło mi się z ostatnią reklamą Harnasia i grzejącą się owieczką.
Wierni ze skupieniem robili zdjęcia i kolektywnie, dyskretnie otrzepywali
kolana powstając z klęczek. Obserwowałem jak napinają im się ramiona na moment
przed tym jak będą musieli uklęknąć, albo przekazać sobie znak pokoju.
Później wylądowaliśmy w ośrodku harcerskim w Jaśkowej
Dolinie. Miejsce jak z dziecięcych marzeń wyspie rozbitków czy ostatniej
osadzie po nuklearnej hekatombie. Pełne cieni, czarów i zakamarków.
Długie stoły ustawiono pod stojącymi w podkowę namiotami,
pośrodku płonęło ognisko. Stoły uginały się od pyszności, las spływał ze stoków
wzgórz, na których kuliły się domki o spadzistych dachach. Co jakiś czas
przychodziła ulewa bębniąc o dachy namiotów, a zaraz potem ostre słońce
zmieniające na naszych oczach wodę w parę, cieniste zakątki, kręte schody,
ukryte, tajemnicze altany, dzieciaki ganiające po mokrej trawie. Szum i zapach
lasu, pod intensywnie błękitnym niebem, po którym dziko pędziły poszarpane
chmury.
Jeśli Bóg jest to nie wśród zimnych, pobielonych ścian, ale
w miejscach takich jak to.
Po tej bitwie Archanioł Gabriel
musiał odesłać wielu kalekich
aniołów, którzy nadawali się już
tylko do tego, by zostać stróżami
ludzi
(Ja i Uznański)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz