Każdy przebyty kilometr stawał
się
dłuższy. Każde 10 metrów wydłużało
się do nieskończoności. Nastąpiła
straszliwa inflacja wieczności.
(Marzan)
Zaspa stanęła na starym lotnisku
i sieci żył wodnych. Osobiście bardzo lubię to osiedle, bloki ustawione są tu w
strukturę plastra miodu, uwięzione w nich podwórka, stanowią osobne i często
niezwykle zaskakujące światy, a ustawienie budynków powoduje, że w przerwach
pomiędzy nimi występują huragany przesuwające samochody, kiedyś nawet pisał o
tym w swoim wierszu Majewski:
Luźni chłopcy w dresach
zostali wydymani
przez przeciąg pomiędzy blokami
W każdym razie, kręgosłupem Zaspy
jest stary pas startowy, pamiętający czasy Luftwaffe i komunistyczny port
lotniczy. To na końcu tego pasa, w Waiserze Dawidku, Elka przyjmowała między
nogi srebrzyste cygara samolotów, to niedaleko tego pasa koparka wywlekła z
ziemi kości obrońców Poczty Polskiej, to niedaleko stąd z kolei samolot wyrżnął
w mieszkalne budynki Wrzeszcza przecinając na zawsze historię portu lotniczego
na Zaspie. Zaspa obrasta swój pas jak bluszcz, spowija go siecią dróg i mostów,
to na nim mężowie uczą jeździć samochodami swoje żony i tu ścigali się nasi "szybcy
i wściekli", dopóki ludność okoliczna a zirytowana rykiem wysokoprężnych
silników ciemną nocą, nie ukróciła im tej możliwości kilkoma pasami betonowych
przeszkód.
Na początku lat 90 wielką
betonową płytę pokryła kolorowa narośl bud i straganów. Tak właśnie narodził
się 3kilometrowy Targ, Zawsze pełen wszystkiego, co rodacy byli w stanie
przywieźć w bagażniku czy za tapicerką, ewentualnie wytworzyć w piwnicy. Dziwny
twór, wyglądający jak linia przyboju na plaży, miejsce stworzone ze szczątków
rozbitych okrętów i plastikowych butelek.
Mamy początek lat dwutysięcznych
i dzisiaj Targ umiera.
Przelewałem się wczoraj leniwie
przez złocistą melasę wiosennego popołudnia, patrzyłem wzdłuż pasa na
skupiającą się w oddali grupę poszarzałych bud i straganów. Znacznie bliżej na
betonie czernił się wykwit popiołu i zwęglonych szczątków. W błękitne niebo
sterczą sczerniałe żebra konstrukcji jakiejś budy, która pozostała tu samotnie,
gdy targowisko zaczęło się kurczyć i podążać w swą ostatnią drogę, w kierunku
linii horyzontu.
Nastrój był z lekka sawannowy i
przyszło mi do głowy skojarzenie ze stadem, które wędruje powoli, ale
nieprzerwanie przez pożółkłe trawy, a ci, którzy zwalniają i pozostają z tyłu
giną, gdy w nocy przybywają z ciemności drapieżniki o ognistych oczach.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz