To uczucie gdy sen pierzcha
Przed świtem, a w duszy i
Poza nią panują całkowite
Ciemności…
(Aramis)
Gdzieś tam wysoko Bóg ubrany w
carski mundur ze złotymi epoletami, siedzi sobie na wózku dla niepełnosprawnych
i z pobłażliwym rozbawieniem patrzy na swoje kreatury: człowieka i upadłego
anioła, wadzące się u jego stóp. Patrzy na oświęcimskie hałdy, wciąga
rozkosznie w nozdrza wielkie jak oceany smród kordytu, a twarz barwią mu stosy
Hiroszimy, Warszawy i Drezna. Siedzi wysoko ponad trasami sępów i orbitami
satelitów. Siedzi i uśmiecha się, uśmiecha się, bo zna zakończenie tego
zachwycającego spektaklu.
Kiedyś w Gratce Plagiat pytał
Veneficę: Uważasz ludzi za twory chorej, powyginanej inteligencji, powołane do
życia po to by umarły? Plagiat rozpłynął się w nicości a z Veneficy wyrosła
super, blond laska, która idąc ulicami wywołuje wypadki.
Czasem się boję czy Jego i moje
poczucia humoru są zbieżne. Czasem zastanawiam się, czy człowiek nie powinien
zrobić wszystkiego, by żyć wiecznie.
Wiosna jest zawsze taka
intensywna. To wiosną kolory są bliskie tym, które pamiętamy z dzieciństwa.
Wiosną intensywnie jest też we mnie, nie potrafię opanować wszystkich dróg, na
które się zapuszczam, wciąż nie jestem pewien, co z tego, co widzę i czuję
istnieje naprawdę.
Tymczasem rozmawiam przez telefon
z Lenn. Opowiadamy sobie jak to będzie, gdy w trójkę z Marzanem będziemy
schodzić lasem z Niedźwiednika. Wpadnę tam w przyszłym tygodniu do Mamy Lenn po
kolejną porcję gazet, które tam specjalnie dla mnie odkładają. Będziemy staczać
się w dół stromych stoków, a mi i Marzanowi przypadnie zaszczytna rola obrońców
damy przed barbarzyńską ingerencją rozpasanych, miejscowych dzików, których owa
panicznie się boi. Rechoczemy, gdy roztaczam wizję rzutu 30-kilowym plecakiem,
pełnym Wyborczych i Wysokich obcasów w nadciągające z apokaliptycznym kwikiem,
brunatne hordy. Miażdżąca siła słowa.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz