Na dnie zatoki, nieopodal wejść
do portów, spoczywają cienie wraków. Trwają w zielonym półmroku w niekończącej
się podróży. Wciąż o krok od celu. Widmowe postacie kapitanów wypatrują blade
oczy w poszukiwaniu światła latarni. Pozbawione burt i nadbudówek pociętych
butanowymi palnikami, smugi zakrzepłej w rdzy stali, zionącej dziurami po
wyrwanych sercach silników i dział. Żelazne i drewniane, pełnomorskie i
rzeczne, a na nich niezrealizowane cielska lotniczych bomb, holenderskich
cegieł i kości szwedzkich marynarzy. Powoli obrastają lądem, który niestrudzone
rzeki wciąż niosą na swych błękitnych grzbietach na północ. Nawet Zielona Brama
stoi na wraku spalonej kogi.
Czasem sztorm wyrzuci na ląd coś,
co długo nosił na swym zimnym sercu. Kawałek rzeźbionego drewna, kryształek
iperytu, monetę z Piłsudzkim czy srebrny medalik.
Morze czeka, przechowuje
zbutwiałe wręgi, ustawione w równe rzędy na półkach jakiś przydennych
bibliotek, ustawia na postumentach zatopionych cmentarzy obłażące rzeźby
galionów i zamyka skrzętnie skrzynie pełne czaszek. Morze jest cierpliwe, wie
swoje. Czeka na nas wszystkich, na nasze miasta w dolinach, na nasz metal i
kamień. Ciągle czeka na nowe cienie.
Tymczasem jednak jest bardzo
jasno. A u nas kwiaty wyprzedziły liście. We Wrzeszczu jest już zielono,
tymczasem w Brzeźnie pojawiają się dopiero pierwsze nieśmiałe pączki. A
przecież to tak nieznaczna różnica poziomów.
Przyszli do mnie 3szklaneczki ze
swoim Złodziejem Marzeń. Ona wplotła białe kwiaty we włosy i pokazywała głowę
małego, drewnianego konika, którego znalazła na piasku szukając bursztynu na
nalewkę. Złodziej Marzeń tradycyjnie milczał rozpatrując wszelkie aspekty
ciążącej na nim klątwy. Oboje są lekko na zakręcie. Moje prawo to ich lewo. Gdy
wyszli nawet niebo było z lekka przekrzywione.
Starszy dzwoni, że zepsuł mu się
w wozie GPS. I jak on teraz wróci do domu z tą swoją ociemniałą duszą?
Moją babkę znowu przewrócił pies,
tym razem walnęła głową w beton i bardzo się potłukła. Nie chciała lekarza, za
to zrobiła się bardzo senna. Nie pozwoliłem jej zasnąć. Jeśli ten pieprzony
kundel zrobi to jeszcze raz, ukatrupię go motyką.
Nie pal za sobą mostów.
Ja je wysadzę gdy będziesz
wracał.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz