Kto ogląda niebo w wodzie
Widzi ryby na drzewach.
(Stare chińskie przysłowie)
W 1770 roku statek kapitana Cooka
Endeavour osiadł na mieliźnie u brzegów Queenslandu. Marynarze zajęli się
naprawą, a sam Cook zorganizował grupę zwiadowczą i spotkał się z tubylcami.
Jeden z jego ludzi wskazał na noszące młode w torbach zwierzęta, które skakały
nieopodal, i zapytał tubylca jak się nazywają. Ten odpowiedział „kanguru”. Od
tej pory Cook i jego marynarze tak je nazywali, dopiero dużo później
dowiedzieli się, że słowo to oznacza „Co mówisz?”.
Czasem mam takie niesprecyzowane
do końca wrażenie, że cywilizacja ludzka opiera się na wzajemnym niezrozumieniu
i wywołanym tym interakcjach. Przyjacielska, życzliwa rada zostaje uznana za
atak, bo osoba, która ją otrzymuje jest permanentnie nastawiona na obronę. Sam
zastanawiam się, w jakie piekło samodzielnie i bez żadnych logicznych
przesłanek potrafimy się wpędzić.
Jakiś czas temu rozmawialiśmy z
Pazurkiem o naszym przyszłym domu. W końcu zeszło na święta i ostatecznie na
choinkę. Moja Lady stanowczo orzekła, że choinka musi być prawdziwa, ja zaś
żywiołowo zaprotestowałem. Prawdziwa choinka w domu, mi, dziecku, w którego
domu zawsze były choinki sztuczne, wydało się to takie... no nienaturalne...
Nie wspominając już nawet o tym,
że trzeba to drzewko najpierw zamordować, by przez parę krótkich tygodni
nacieszyło naszą pychę, to przecież to cholerstwo ma rzadkie i wiotkie gałęzie,
na których nic sensownego nie da się powiesić.
Kiedyś na murze widziałem
wysprajowanego szablonem karpia z odrąbaną głową i podpisem: Bóg się rodzi,
trzeba krwi. Karp jest dla mnie niejadalny, gdy jako gość jestem zmuszony go
jeść to zazwyczaj jest to wielogodzinna męka przekopywania się przez pozwijaną
niczym drut kolczasty masę ości, tylko po to, by odkryć, że ta jedna najostrzejsza
właśnie staje mi w gardle. Jeśli zaś chodzi o choinki to uwielbiam te o tysiącu
lampkach i przybranych gęsto świecidełkami, tak, że wyglądają jak wielki
mieniący się klejnot. No dobra może i miałem w rodzinie jakąś srokę, ale taki
wpółmartwy, sypiący igłami chwast wygląda dla mnie żałośnie i nie łączy się w
żaden sposób w głowie ze słowem choinka. To zwykły trup świerka.
Jak zapewne podejrzewacie
konsensusu nie udało się osiągnąć. Zapewne wszystko się skończy i tak w ten
sposób, że pewnej mrocznej, zimowej nocy Pazurkowata przyłapie mnie przy
podwiązywaniu pod lepkie od żywicy gałązki drucików usztywniających.
Jaka jest różnica pomiędzy
pieczonym
Kurczakiem. A opalającą się na
plaży laską?
Żadna. W obu przypadkach to białe
jest
Najlepsze.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz