czwartek, 7 grudnia 2006

Uciekać już czy jeszcze?


Dan - Czas na małe picie.
Mała - Czas na Magdę M

W kieszeni dogorywa mi bilet z Liverpoolu, z lotniska im. Johna Lennona, który wciąż przekazuję Lennonce od Awarii. Cierpię na chroniczny brak śniegu, który jednoznacznie uciąłby granicę depresji, generowaną przez skondensowaną szarość i ciężar wilgotnego nieba, i ostatecznie wyznaczyłby granicę pór roku.
Czuję się zbombardowany powietrzem, Nocami księżyc w pełni otacza się świetlistą aureolą, gdzieś tak na trzydzieści centymetrów, jeśliby przyłożyć linijkę.
Choruję na późną jesień, wszystko mnie boli, śpię i nie mogę się wyspać, codziennie żygam tym co jem.
Wszystko nagle pęka wylewa się błękit i eksploduje protonową jasnością słońce. W mój przekrwiony zasięg wzroku, wkracza Mikołaj o wyskubanych brwiach wręcz mi ulotkę i dziewczęcym głosem zza brody, mówi mi "proszę". Wysoko na oblachowanych gzymsach kamienic dźwięczą roztańczone kroki zakochanych gołębi.
Doczytuję "Wieczny pokój" w Empicu, gdy czuję, że coś puchatego ociera się o mnie w ciasnym przejściu. Nie dziwi mnie to, w tej krainie wielorybów i rozfalowanych puffmutterów, ale kątem oka wychwytuję dwie, białe, dropiące drobnym kroczkiem stopy. Unoszę głowę i patrzę... Unoszę wyżej, i stoję oto w obliczu monstrualnego muminka z ogonkiem założonym za pasek. Patrzy na mnie znacząco...
Swoją drogą nigdy nie zastanawiałem się na wielkością muminków. Nigdy przecież nie było prawdziwego człowieka, który stanąłby obok nich dla porównania. Włóczykij był wszak gatunkiem samym w sobie.

Jedyny sens wypuszczenia moich
szczurów to ich powrót do klatki.
Zrobią wszystko by do niej dotrzeć,
wydostać się z pokoju.

(Avatar)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz