wtorek, 3 października 2006

Umieraj tak pięknie jak zabijasz


O żesz kurwa! Oriana Fallaci
nie żyje...
(Borys ze słuchawką w uchu,
plaża, wrzesień, noc)

Stalowa dziwka, wściekła macica, pani wojny, boska nierządnica, która straciła pewnie dziewictwo z lufą AK-47. Tak jak u Prattcheta, tam gdzie się pojawiła przybywała wojna. Piliśmy pół nocy by miała lżejszą dalszą drogę, nieważne czy do jakiejś cienistej florenckiej katedry, splecionej ze światła, czy smaganego piekielnym wiatrem Wzgórza 875.
A kilka dni wcześniej śniło mi się, tak śnię raczej dużo i mocno, tak mocno, że czasem nie mam pewności co zdarzyło mi się naprawdę, w każdym razie śniło mi się, że jako jeden z polskich multimilionerów, zamiast płacić podatki, finansuję Państwu Polskiemu nowy krążownik rakietowy. Okręt zostaje ochrzczony przez panią Borowską. Ciska ona butelką pełną krwi, która rozpryskuje się pośród wypukłych, stalowych liter. Krążownik nazywa się Oriana Fallaci.
Tak sobie myślę, że aby wywołać kolejną wojnę światową wystarczyłoby wysłać ten okręt gdzieś na Morze Śródziemne.
W Tunezji jest słone jezioro. Jest tak słone, że pokrywa je biała zaschnięta warstwa, wiatr nawiewa na nią piach. Jest takie miejsce, gdzie pośród płaskiej równiny sterczy wpółzanużony wrak nowoczesnego turystycznego autokaru. Podobno Włosi, jak to Włosi, nie bacząc na zakazy wjechali tam ścigając fatamorgany. Tunezyjskie ministerstwo nie zgodziło się zaś na wydobycie. Pozostawiono go tam jako ostrzeżenie.
Na kolejnym zdjęciu moi starsi na ulicy Mos Aisley, które w Tunezji okazało się nadwyraz rzeczywiste. Przywieźli mi róże pustyni i odpryski ametystu. Róże pustyni tworzą się we wnętrzach wydm. Gdy wydma odchodzi z wiatrem pozostawia kamienne kwiaty pachnące solą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz