niedziela, 29 października 2006

Powiedz babie puść to przytrzyma


Ale mam kurwa Sajgon w domu. Mamusia była na grzybach, ja w mieście a tatuś siedzieł w domu sam i miał czas na myślenie. No i kurwa wymyślił. Od godziny trwa regularna wymiana ognia.
Tak sobie, bez żadnego logicznego powodu. Ogólna eskalacja agresji.
Na zewnątrz wiatr urywa głowy i przewraca to co człowiek w swym nieprzebrwanym optymiźmie ustawił. Liście spadają i wirują jak w filmach Mamoru Oshi. Niebo jest porwane i mieni się wszystkimi barwami przemieniających sie pór roku. Stalowe chmury pękają emaliowym błękitem, słońce rozsrebrza kanty brunatnych płaszczyzn.
Maleństwo zasypia mi na ramieniu w cieple herbaciarni, popijamy z Danem pochłaniający swiatło trunek. W radiu lecą stare kawałki pachnące naszym dzieciństwem, a ja opowiadam jak moja matka szyła sobie za komuny kreację przed każdym sylwestrem.
Lenn najwyraźniej usiłuje mnie sprowokować bym odpowiedział jej, tak, jak niegdyś Esclarmonde. Kontrabasistka nie bawi się w takie delikatności. Czuję się dziś zmęczony, zły i podły, ale chyba jednak bardziej zmęczony.
Zapada noc. Zmienia się czas. Koper smętnie tonie w onirycznie pomarańczowej powierzchni zupy pomidorowej. Czasami naprawdę mi żal, że nie potrafię sie juz tak użalac nad sobą jak kiedyś, że nie potrafię fantazjować o samobójstwie bez ironicznego uśmiechu.
Zapalają się światła. Czas kończyć.

Wszyscy myślą o sobie.
Tylko ja myślę o mnie.

(Mur)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz