czwartek, 7 września 2006

Pomnik nienawiści do wszystkiego co małe i puszyste


Remontują Bramę Mariacką. Spowiła ją pajęczyna rusztowań, zasłon i brezentów, spod których dobiega ryk agregatów i sprężarek. Tuż obok stoi buda z turystycznym badziewiem, a w niej siedzi nieszczęśliwy Dune i wyciera z kurzu kaszubskie talerzyki i każdy cholerny, bursztynowy listek drzewek szczęścia. Zarówno on jak i jego koleżanka pokryci są perłowo pomarańczowym pyłem, który przy każdym ruchu opalizuje i błyska jak brokat.
Gdy spytałem go czy nie przeszkadza im hałas to stwierdził, że przeszkadzał, przez pierwsze dwa dni...
Z kolei Meva, rządząca działem papierniczym naszego Empicu, opowiadała mi o swojej lekkiej psychozie na tle zawodowym. Mówi, że zaczyna bać się wchodzić do sklepów samoobsługowych, bo ciągle ma wrażenie, że zaraz ktoś do niej podejdzie i o coś zapyta.
Ja też tak miałem, gdy jeszcze robiłem przy kafelkach. Wychodziłem na wolność i wszystko widziałem w kratkę, a w nocy bełkotałem przez sen: ten sznurek jest chyba nierówno, albo: donieście kleju.
Wczoraj zaś w Herbaciarni objawiła się Aube i opowiadała co tam słychać w korporacji. Pośmialiśmy się trochę z beczek z koncentratem coca coli, na których są oznaczenia by chronić przed nim ręce i metal, a potem Aube opowiedziała swój sen.
Śniło jej się, że na świecie jest nowy potop i ludzie mają do wyboru, albo utopić się albo zostać zjedzonym przez krwiożercze hipopotamy. W końcu snu, już po ucieczce w góry, do sali schroniska wywołując ogólną panikę wpadł mały hipopotam i rzucił się kobiecie na łydkę. Ostatecznie okazało się, że przed bestiami chroni nażarcie się czosnku. Najwyraźniej potwory nie lubiły żydowskiej kuchni.
W ostatniej scenie widzimy Aube patrzącą z dachu schroniska jak do górskiej doliny, w dole wlewa się woda i wpływają hipopotamy.
Cóż za piękne epitafium, dla historii ludzkości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz