Człowiek we własnym życiu
gra zaledwie mały epizod
(Lec)
Długi marsz z Wrzeszcza do Gdyni.
Usiłowałem właśnie nie wybić sobie zębów na czymś, co zapewne dla autochtonów
nosi miano chodnika, gdy natknąłem się na biurowiec. Nowoczesny budynek,
niemający nawet 7 lat - opuszczony i niszczony gwałtownie przez nagromadzoną
wokół entropię. Najeżone odłamkami dziury po wielkich taflach, przydymionego
szkła, rozkradane powoli plastikowe okna i chromowane barierki. Elegancki i
wyważony świat szklanej wierzy, w który niespodziewanie, przez wyrwane okna
wdarła się rzeczywistość. Widok był tak zaskakujący, że przez moment myślałem,
że były tu jakieś rozruchy. Ale nie, wszędzie widać zwykłe ślady dziczenia
porzuconych dzieł ludzkich.
Nigdy nie lubiłem Gdyni. Miasto
zaczynające się z niczego i kończące się nagle w jakiś chaszczach, jak te
rumuńskie 16-sto piętrowe blokowiska stojące pośród szczerych pól. Centrum
dużego miasta wycięte nożem z innej scenerii, chaotyczne, doraźne i pozbawione
duszy. Gdynie była, jest i będzie dla mnie, dziurą pustki w samym centrum tej
krainy.
„Strych” mieści się w małym domku
rybackim, wciśniętym pomiędzy szkło-betonowe wysokościowce. Niewielka ostoja
prawdziwej Gdyni zalanej niegdyś przez betonową lawinę postmodernistycznej
inwencji. Piąte Pranie Poetyckie ściągnęło cała pomorską wierchuszkę poetycką.
Może to krótka wizyta Baranowskiego, twórcy imprezy, który wrócił na moment z
UK by wypromować swój pierwszy tomik, tak ich zwabiła. Pojawiła się nawet
Sylwia na swym zabójczym wózku inwalidzkim, znanym jako „footcrasher” i
Niedziela, (też na moment z UK), którym niezdrowe zainteresowanie wykazuje WKU.
Konkurs jednego wiersza ściągnął też sporo amatorów, nieugiętych wierszokletów
a nawet Więcka.
I tyle, w sumie powinienem tu
opisać te wszystkie wspaniałe i straszne rzeczy, które tam miały miejsce, ale
już dawno odkryłem, że najfajniejsze zdarzenia najtrudniej opisać, bo ogromnego
wysiłku wymaga przeniesienie ich na język słów, tak by nie straciły swego
czaru. Ja zaś dziś na samą myśl o jakimkolwiek wysiłku, nie wspominając już o
ogromnym, czuję się osłabiony i mam omamy (widzę aspirynę tam gdzie jej nie
ma). Cóż, ja idę się leczyć a wam życzę wesołej przemiany materii i aspiryny we
właściwym miejscu, o właściwym czasie.
...a tupot ich nóg mógłby obudzić
umarłych, gdyby ci nie zamykali
pochodu...
(Nuda pierścieni).
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz