W TV reklamują
"Armagedon":
Nadchodzi zagłada!... A mój
starszy: Puk puk. - Kto tam?
- To ja, Zagłada...
Kup Pan monetę z papieżem. Nie
mam kasy. Ale kup pan, za taką cenę...Następne 10 minut opędzałem się od typa.
Miałem jeszcze full roboty, a chciałem skończyć na czas, żeby nie siedzieć i
nie gapić się przez szybę do ciepłego wnętrza herbaciarni jak znajomi siedzą,
piją i dobrze się bawią. Zniecierpliwiony juz więc z lekka, z charakterystyczną
i właściwą mi subtelnością powiedziałem do natręta: Spierdalaj! Na to on zaczął
wyzywać mnie od bezbożników... Spojrzałem mu w te zaropiałe ślepia i wycedziłem
cicho: Nie tylko jestem bezbożnikiem, ale też satanistą, do tego satanistą
uzbrojonym w elektryczną szlifierkę, wypierdalaj więc stąd gościu bo złożę cię
w ofierze Baalowi...
To zadziwiające. Gdy ktoś
usiądzie sobie w miejscu publicznym i zacznie tam pracować, (np szlifować
krzesła ze stuletniej politury, która osiada sobie radośnie toksycznym złogiem
w płucach) to ludzie zaczynają traktować go jako coś miejscowego, przypisanego
temu miejscu. Jakąś miejscową wyrocznię połączoną z żywym drogowskazem.
"Dobrotliwego dzikusa", przy którym można się na moment zatrzymać i
zamienić parę słów.
Szlifowanie herbacianych krzeseł
pożarło mi dwa dni. Pomiędzy nimi był trzeci, ale poświęciłem go na
konstruowanie przydomowej siatki na psy (O tym będzie kiedy indziej). Gdy tak
siedziałem przed tą herbaciarnią ze 30 osób 3 narodowości spytało mnie o drogę.
Jakiś dziadek rozsnuł opowieść o przedwojennej lakierni powozów, inny
kuśtykający o lasce opowiedział mi, jak to w sobotę dźwignął głaz narzutowy na
działce i teraz wędruje do kręglarza do Wrzeszcza. Wolny stoczniowiec podrzucił
mi kilka fachowych uwag, jehowi spytali czy widzę w swej pracy Boga a jakaś
biurowa lady spytała czy równo leży jej szew kiecki, zamachała mi przy tym
przed pyłem zaprószonymi okularami zgrabnym kuprem...
W domu moja 74 letnia babka o
wyglądzie i charakterystyce aerodynamicznej kuli bilardowej, zabrała się za
sprzątanie kątów i przepastnych otchłani swojego mieszkania. Przy tej okazji
otrzymałem od niej stertę starych magazynów "Burda", szwedzkich
tygodników o polowaniach i jachtach, a także 2 tomiszcza japońskich hentai, 7
kaset z włoskim porno i magazyn Playgirl z lat 80. Po nacieszeniu się
owłosionymi klatami, natchnionymi uśmiechami i prąciami we wszystkich możliwych
fazach oddałem magazyn godniejszym.
Wieczorem zadzwoniła Tau śmiejąc
się i stwierdziła, że Toroj napisała, że na moim blogu zobaczyła notkę o
jakiejś parce, która wpadła do herbaciarni, by obejrzeć dalmatyńskie krzesło i
że tą parką była ona ze swoim osobistym Smokiem. Napisała też że nie znam się
na psach...Co złamało me wrażliwe serce, gdy rozstawałem się z tym krzesłem,
było białe w ciemnobrązowe ciapki i wyglądało jak mój śp. krwiożerczy
dalmatyńczyk Fready. Dopiero pod wpływem Herbaciarza i bejcy przybrało kolor
uciekającego owczarka podpalanego (Jak by was podpalali też byście uciekli). Poza
tym nie ma już o czym mówić, bo kultogenna rola plamek nie została doceniona i
ostatecznie wszystkie krzesła zjechałem do czysta.
Pornole przejrzałem, były
straszne i fascynujące: ludzie którzy w nich grali, wyglądali jakby ich hurtem
ktoś zagnał do filmu z wiejskiego targowiska, kobiety miały wąsy a faceci
kwiczeli jak zarzynane prosięta i usiłowali mówić po francusku. Przynajmniej
będę miał na czym nagrywać teledyski.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz