Wczoraj razem z Herbaciarzem
zdemontowałem a później ponownie złożyłem herbaciarnię. Kurz wypełnił mnie
szczelnie od nosa po wyrostek robaczkowy. Wnętrze nieco się zmieniło, ja zaś
narozkręcałem się więcej mebli niż przedtem przez całe życie. Położyłem m.in
kafelki na podłodze w łazience, jeśli więc kogoś pochłonie tam ziemia to moja,
nie chwaląc się, zasługa.
Razem z nami w tym pylistym,
wibrującym od decybeli piekle siedziała biedna Awari. służąca nam pomocą i jako
piorunochron. Herbaciarz ją nieźle ganiał, a ona tak ma, że jak ktoś ją
opieprza, traci pewność siebie i inicjatywę, przez co pieprzy wszystko jeszcze
bardziej, a tym samym daje okazję do dalszego opieprzania. Sytuacja dająca
szereg perwersyjnych możliwości.
Jestem wykończony i prawie nie
widzę. Zaraz wychodzę sprzedawać moje kartki świąteczne. W radiu Madonna tak
ładnie przeprasza po polsku,. a ja oglądam, mrużąc oczy, te moje dzieła i przez
głowę przelatują mi myśli typu: Czy w tym kurczaku jest wystarczająco dużo
żółci? albo Czy ta kartka dostatecznie nasiąkła błękitem?
Maleństwo przysyła mi mruczącego
smsa pisząc , że tęskni.
Ja dziś w końcu położę się spać.
Po 4 dobach praktycznie bez snu czuję się jakbym miał się zaraz rozlecieć.
Po drodze pójdę zapłacić
rachunki. Tylko one są wieczne.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz