sobota, 8 kwietnia 2006

Jupikajej

Od trzech dni rysuję kartki świąteczne dla Avatara. Oczoplazmy można dostać od tych pieprzonych, żółtych kurczaczków. Oczywiście nie muszę dodawać, że święta w moim wydaniu są raczej krwiożercze i obracają się głównie wokół zagadnienia ostatecznego rozwiązania kwestii: zając czy kurczak.
Poza tym robota, robota, robota. Nie mam czasu, każda minuta jest cenna. Boli mnie każda chwila stracona na jedzenie, spanie czy w kiblu. Zapieprzam jak jebana maszynka. Tylko Pazurkowata ma u mnie licencję na bezczas.
I tyle, dodam tylko, że ostatnio w domu dokonaliśmy wiekopomnego odkrycia, które wstrząsnęło podstawami naszej egzystencji. To co radośnie , przez długie lata wypełniało nam przestrzeń powietrzną domu i co przez wiele lat bezpodstawnie uważaliśmy za mole, a z czym toczyliśmy bezwzględną, wypełnioną ofiarami po obu stronach wojnę, okazało się Pomacnicą Spichżówką.
Zdaję sobie sprawę , że dla większości z was to niewielka lub zgoła żadna różnica, dla nas jednak ogromna, ponieważ rewiduje nasze dotychczasowe poglądy na to gdzie to tatałajstwo się mnoży.
Pozdrawiam więc was z linii frontu, która aktualnie przebiega przez oblężoną i wybebeszaną właśnie kuchnię. Ruszam w kierunku odgłosów artylerii. Ciao...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz