sobota, 1 kwietnia 2006

Bez uczuciowych przecieków


Jest taka miejska legenda: Facet idzie na dyskotekę i spotyka zadżebistą lasencję. Od słowa do słowa udają się do hotelu, gdzie facet nagle odpływa. Budzi się rano w wannie z zimną wodą, z wody sterczy jakaś rurka, a obok na stoliku komórka i kartka: Nie masz nerki. Zadzwoń do szpitala.
Z kolei mój koleś z Przeróbki (ksywę litościwie przemilczę (oczywiście pod warunkiem odpowiedniej dotacji), trafił do jakiejś lepszej knajpy. Tam dosiadł się jakiś typ, który stawiał przez cały wieczór. Rano ziomek się budzi i ma nerkę, za to boli go tyłek, a w kieszeni znajduje 100 zł.
Piszę to wszystko w związku z tym, że zaraz udaję się ze Sławkiem, znanym także jako Galathorn, w kierunku ulicy Do studzienki, która słynie nie tylko z legendy o świętym Źródełku leczącym ślepców i pełnego domowego wina domu Sióstr, ale także knajp o słusznej renomie miejsc z których się nie wraca.
Wyciągam więc z zielonej skrzynki irlandzkiego funta, ze spieniężenia którego powinno mi starczyć na co najmniej półtorej piwa i idę pić, chlać, żłopać, bekać, uzupełniać to co się ulało i obrzygiwać dresiarzy. Jeśli przez tydzień nie ukarze się kolejna notka, powiadomcie rodzinę.

A ona uśmiecha się
i tuli do powietrza,
które go od niej dzieli.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz