czwartek, 23 marca 2006

Złamane skrzydło anioła


Miała na sobie suknię w kolorze burzy,
cieni i deszczu oraz naszyjnik z nie-
dotrzymanych obietnic i żalów. Zdumiały
go jej słowa, miał bowiem absolutną
pewność, że nie wypowiedział swoich
myśli na głos.

Przedwczoraj zaczęła mnie boleć głowa. Bolała mnie cały dzień a później całą noc, nie sądziłem, że głowa może boleć w nocy. Cóż człowiek wciąż odkrywa coś nowego. Prawie nie spałem, wstałem o 5:20 i zacząłem dzień w oparach sinej mgły snującej się przez mózg i nawracających mdłości.
Potem w herbaciarni wszyscy zupełnie niezależnie od siebie stwierdzili, że to była ciężka noc. Ludzie mieli problemy ze snem, wszyscy zbudzili się przed 6, a ci którzy spali, niespokojnie śnili.
Kto wie może właśnie na tę noc zaplanowano koniec świata i w ostatniej chwili go odwołano. Wielkie widowisko światło i dźwięk zostało przeniesione na inny termin, a wielka maszyna zniszczenia, ukryta pod cienką, skalną skorupą księżyca zamarła ponownie z milknącym odgłosem zwalniających turbin.
Kiedyś w czasach "poGośce", gdy dużo chodziłem, jeszcze więcej piłem i ogólnie rzecz ujmując nie spałem, miałem wizję pokrytego chropowatym, szarym pancerzem księżyca, celującego w Ziemię tysiącami luf, gdy kontynenty z wolna przesuwają się w celownikach. Cisza wypełnia korytarze, a milcząca maszyneria czeka cierpliwie od milionów lat, na ten jeden elektryczny impuls, który pozwoli jej wypełnić, ustaloną dawno temu instrukcję.
Niedawno wędrowałem martwą linią kolejowa. Tory do Nowego Portu były pierwszą linią kolei miejskiej. Teraz rdzewiejące tory zarastają chwasty i topniejące płaty zszarzałego lodu. Razem z linią umarła cała infrastruktura. Budynki straszą pustymi oczodołami okien, wyglądają jak wielkie czaszki porzucone w trawie. Zwrotnice i trakcję powoli asymilują złomiarze, z popękanych rur cieknie woda, pod nogami chrzęści rozrzucone na betonie szkło.
Ta okolica to jeden z krajów mitycznych mojego dzieciństwa. Tu skradaliśmy się pośród wagonów, tu na lawetach wieziono do portu czeskie czołgi, tu darłem spodnie zjeżdżając na tyłku po pochyłym przęśle wiaduktu. To kraj tysiąca ucieczek, pożarów i złodziejskich akcji. Pośród kamieni podkładu zalega rdzawy pył naszej krwi i łez, zaschnięty popiół sierpniowych dni dzieciństwa.
Najbardziej mitycznym miejscem była zaś wieża kontrolna. Kiedyś cała oszklona, górująca nad okolicą, zdawałoby się pełna obserwujących oczu. Teraz stałem w pustym pomieszczeniu na szczycie wieży, patrząc na tory niknące na odległej linii horyzontu.
Zdarzenia stają się historią, historia przechodzi w legendę, legendy stają się mitem. Mity zaś są niczym w porównaniu z rzeczywistością. Teraźniejszość jest czymś najwspanialszym, myślałem opierając się o ciężki parapet z lastryko - można z nią zrobić absolutnie wszystko...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz