wtorek, 21 marca 2006

Wasz Wysokość Waterloo nadchodzi


- Powinnaś była zostać w domu i się
położyć. Następnym razem wpadnę
do ciebie, zwiążę jak baleron i wrzucę
do łóżka...
- Mmmm, brzmi podniecająco.
- Ej! Ja tu staram się być stanowczy!
- Mrrrr, lubię jak jesteś stanowczy...

Znowu jakiś niedouczony, gazetowy imbecyl napisał o molu na Zaspie. Osiedle Przymorza - Zaspa, nie ma dostępu do morza, to tak jakby pisać o głównym porcie Czech. Molo jest w Brzeźnie, BRZEŹNIE!...i wcale nie jestem nacjonalistą (Sahara piaskownicą polskich dzieci itd).
Ostatnie dni spędziłem na twórczej agresji. „Miłość rodzinna”, irytowanie znajomych i doprowadzanie do szału obcych. Jakiemuś drecholowi, któremu nie spodobały się moje poklejone 3 rodzajami taśmy glany, wygarnąłem, że ja przynajmniej nie robię za żywy słup reklamowy firmy obuwniczej i nie daję się jebać w dupę żadnej korporacji.
„Na rogu” popsztykałem się z jakimś typem o bakterie. Nie pamiętam głównego nurtu rozmowy, w pewnym momencie jednak jakiś zbitek słów przeciągnął mnie zza złotego zapiecka alkoholowej mgły wprost do metalicznie pachnącej rzeczywistości, gdzie nagle oświadczyłem „Nie używam niczego, co zabija bakterie”. Na moment zapanowała grobowa cisza.
Typ się zapienił. Stwierdził, że jest cywilizowany, że używa Domestosa, że ma dziecko i będzie go bronił za wszelką cenę, tu mianowicie za 5,99. Poza tym wyzwał mnie od ekologów i wegetarian. Wytłumaczyłem mu więc, że ekologów uważam za świrów a wegetarianizmem gardzę. Bakteriobójczych środków nie używam, ponieważ bakterie, które nas otaczają, są nam znane i jesteśmy do nich przystosowani. Zabijając je, wprowadzamy selekcję i gwałtowny dobór naturalny. Innymi słowy, to co przetrwa może przypominać zmutowanego bratanka Eboli...
Przytoczyłem przykład Amerykanów z lat 50. Ufni w siłę swoich pieniędzy i technologii, doszli do wniosku, że jeśli mogli urządzić ognisty holocaust organizmom tak upartym i zdeterminowanym jak Japończycy, to bez trudu dadzą sobie radę z plagą komarów. Odkurzyli więc latające fortece kurzące się pośród piasków Oregonu i Nevady i zaczęli zrzucać DDT. I rzeczywiście, na 2 lata komary zniknęły. Za to potem wróciły liczniejsze, bardziej zajadłe i odporne na DDT. Za to zachorowalność na raka na południu Stanów wzrosła o 6%.
Ostatecznie gościa nie przekonaliśmy, za to Seba włożył mu krawat do pokala z piwem, więc wieczór nie był ostatecznie stracony.
A tak poza tym? Jakiś typ zakorbił sprzed zajezdni MZK autobus komunikacji miejskiej i niesiony ułańską fantazją pomknął z rykiem silnika w nocne miasto. Staranował jakąś Toyotę, rozpłaszczył znak drogowy, nierozsądnie ustawiony na jego drodze, a potem najwyraźniej zapragnął haustu świeżego powietrza, bo zostawił wóz z włączonym silnikiem na granicy lasu w Oliwie i udał się w knieję.
Lenn natomiast po serii spektakularnych eksperymentów, wyhodowała sobie fryzurę potwora. Wygląda teraz jak jakaś szalona Amelia z szafą trupów na koncie i dalszymi planami. Gdy nas ujrzała na ulicy, przez moment wyglądała, jakby zamierzała się gdzieś ukryć. Cóż, w każdym razie nie może narzekać, że nie wyróżnia się z tłumu.

- ...ufam ci.
- Ona mi ufa! Argh!!! Cóż
pozostało z tego dzikiego
szalonego Kiszczaka?!!...
- Misiu.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz