„Bohater książki, młody lekarz
psychiatra, rozpoczynający pracę w szpitalu dla umysłowo chorych, zakochuje się
bez pamięci w Ince, pracującej tam jako psycholog. Jest to miłość bezkrytyczna,
zmysłowa, szaleńcza, tym bardziej dziwna, że dotyczy ona człowieka, który z
racji swojego zawodu powinien cechować się rozwagą, W główny wątek erotyczny,
naszpikowany mocno scenami miłosnymi, włączają się pacjenci, ludzie z różnymi
przypadłościami, którzy obsesyjnie obserwują rozwój romansu. Owa ingerencja
pacjentów doprowadza do wielu dramatycznych oraz tragicznych zdarzeń.”
Czyż nie brzmi to wspaniale?
Szczególnie to o dramatycznych a także tragicznych ingerencjach pacjentów. Od
razu ujrzałem dwa ciała splecione w miłosnych stękach za parawanikiem. Facet
jest na wierzchu, nagle oboje czują, że COŚ jest nie tak, że NIE SĄ JUŻ SAMI.
Oglądają się, a tu świr Leon wpuszcza właśnie panu między wypięte pośladki
wielką oślizgłą stonogę.
Opis z tylnej okładki romansidła,
które wpadło nam ostatnio w ręce. Z pewnością jest to zajmująca, mrożąca krew w
żyłach lektura. Jeśli znajdę w sobie dość siły i determinacji to może ją
napocznę...
W czwartek matka wyssała mi dżem
z pączków.
W piątek zamordowano w Brzeźnie
kolejne z tych starych, wielkich drzew, co to nie wiedzieć czemu kojarzą się z
Tolkienem, a których pnie obejmują wspólnie całe rodziny w ciepłe letnie
popołudnia. To drzewo miało ze 150 lat, przetrwało 4 państwa i 5 systemów
politycznych, nie przetrwało dziwnego polskiego połączenie głupoty i poczucia
porządku. Dziwne jak przy nas wszystko potrafi skarleć, niskie drzewa, niskie
budynki, płaskie dachy. No dobra, raz na 15 lat któreś z tych drzew padało,
wyrzucając w powietrze korzeniami jakiś garaż albo pół budynku, ale osobiście
nie wierzę by nie było jakiegoś sposobu zapobieżenia takiemu wypadkowi.
W piątek dostałem też podróżnego
smsa od mojej Pani, „że nadjeżdża, jest głodna i mam się przygotować.”
Przepraszam, do czego? Wątpliwości na szczęście nie trwały długo, mimo że mój
Kot to rasowy drapieżnik, to jednak w piątki po chrześcijańsku nie je mięsa.
„Uratowany” pomyślałem i pognałem do kuchni smażyć warzywa z papryką.
Zrobimy ci dobrze
-zgłoś się telefonicznie!
(fundacja dobroczynna)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz