sobota, 25 lutego 2006

Czarujący uwodziciel pozna miłośniczkę iluzji


„Bohater książki, młody lekarz psychiatra, rozpoczynający pracę w szpitalu dla umysłowo chorych, zakochuje się bez pamięci w Ince, pracującej tam jako psycholog. Jest to miłość bezkrytyczna, zmysłowa, szaleńcza, tym bardziej dziwna, że dotyczy ona człowieka, który z racji swojego zawodu powinien cechować się rozwagą, W główny wątek erotyczny, naszpikowany mocno scenami miłosnymi, włączają się pacjenci, ludzie z różnymi przypadłościami, którzy obsesyjnie obserwują rozwój romansu. Owa ingerencja pacjentów doprowadza do wielu dramatycznych oraz tragicznych zdarzeń.”
Czyż nie brzmi to wspaniale? Szczególnie to o dramatycznych a także tragicznych ingerencjach pacjentów. Od razu ujrzałem dwa ciała splecione w miłosnych stękach za parawanikiem. Facet jest na wierzchu, nagle oboje czują, że COŚ jest nie tak, że NIE SĄ JUŻ SAMI. Oglądają się, a tu świr Leon wpuszcza właśnie panu między wypięte pośladki wielką oślizgłą stonogę.
Opis z tylnej okładki romansidła, które wpadło nam ostatnio w ręce. Z pewnością jest to zajmująca, mrożąca krew w żyłach lektura. Jeśli znajdę w sobie dość siły i determinacji to może ją napocznę...
W czwartek matka wyssała mi dżem z pączków.
W piątek zamordowano w Brzeźnie kolejne z tych starych, wielkich drzew, co to nie wiedzieć czemu kojarzą się z Tolkienem, a których pnie obejmują wspólnie całe rodziny w ciepłe letnie popołudnia. To drzewo miało ze 150 lat, przetrwało 4 państwa i 5 systemów politycznych, nie przetrwało dziwnego polskiego połączenie głupoty i poczucia porządku. Dziwne jak przy nas wszystko potrafi skarleć, niskie drzewa, niskie budynki, płaskie dachy. No dobra, raz na 15 lat któreś z tych drzew padało, wyrzucając w powietrze korzeniami jakiś garaż albo pół budynku, ale osobiście nie wierzę by nie było jakiegoś sposobu zapobieżenia takiemu wypadkowi.
W piątek dostałem też podróżnego smsa od mojej Pani, „że nadjeżdża, jest głodna i mam się przygotować.” Przepraszam, do czego? Wątpliwości na szczęście nie trwały długo, mimo że mój Kot to rasowy drapieżnik, to jednak w piątki po chrześcijańsku nie je mięsa. „Uratowany” pomyślałem i pognałem do kuchni smażyć warzywa z papryką.

Zrobimy ci dobrze
-zgłoś się telefonicznie!
(fundacja dobroczynna)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz