sobota, 28 stycznia 2006

You want it all but you cant have it


Wskutek samokontroli zniszczeniu
musi ulec duma i wstyd.

Kościół najjaśniejszej zdradził księdza Twardowskiego. Odmówiono mu jego grobu na Powiązkach. Kapiące od tłuszczu orwellowskie knury w sutannach, zawleką, to co zostawił za sobą na Ziemi do betonowych krypt karykatury wszystkich kościołów. Ksiądz Twardowski był dobry i skromny, dla knurów to nie do zniesienia. Próbując wbić go w swą pychę i butę, próbują zaprzeczyć jego życiu, chcą go wpasować w swój pełen fałszu schemat. Skarlić do swego poziomu. Chcą docisnąć legendę setkami ton betonu by usunąć ją z ludzkich oczu, by włączyć ją w swój obraz. By nie odznaczała się jasnością na ich brunatnym tle.
Ksiądz Twardowski reprezentował prawdziwy, zapomniany przez większość kościół. Był miłością i wybaczeniem w świecie skurwiałych moherowych babć o małych nazistowskich rozumkach. W świecie małych ludzi gotowych palić świat, którego rozumieją. Ten chory, sparszywiały twór żerujący na Polsce, a mający czelność zwać się kościołem nie jest w stanie tego znieść.
Nie potrafię nienawidzić, bywam jednak wściekły. Moja wściekłość to nie jest jednak sekundowy błysk, to nie eksplozja, która może rozładować się falami uderzeniowymi słów. Moja wściekłość to zimna fuzja. Wycisza mnie, zmienia mój kształt i ukierunkowywuje mnie. Zmienia mnie w lodowate ostrze gotowe do cięcia.
Chcę ciąć.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz