Wskutek samokontroli zniszczeniu
musi ulec duma i wstyd.
Kościół najjaśniejszej zdradził
księdza Twardowskiego. Odmówiono mu jego grobu na Powiązkach. Kapiące od
tłuszczu orwellowskie knury w sutannach, zawleką, to co zostawił za sobą na Ziemi
do betonowych krypt karykatury wszystkich kościołów. Ksiądz Twardowski był
dobry i skromny, dla knurów to nie do zniesienia. Próbując wbić go w swą pychę
i butę, próbują zaprzeczyć jego życiu, chcą go wpasować w swój pełen fałszu
schemat. Skarlić do swego poziomu. Chcą docisnąć legendę setkami ton betonu by
usunąć ją z ludzkich oczu, by włączyć ją w swój obraz. By nie odznaczała się
jasnością na ich brunatnym tle.
Ksiądz Twardowski reprezentował
prawdziwy, zapomniany przez większość kościół. Był miłością i wybaczeniem w
świecie skurwiałych moherowych babć o małych nazistowskich rozumkach. W świecie
małych ludzi gotowych palić świat, którego rozumieją. Ten chory, sparszywiały
twór żerujący na Polsce, a mający czelność zwać się kościołem nie jest w stanie
tego znieść.
Nie potrafię nienawidzić, bywam
jednak wściekły. Moja wściekłość to nie jest jednak sekundowy błysk, to nie
eksplozja, która może rozładować się falami uderzeniowymi słów. Moja wściekłość
to zimna fuzja. Wycisza mnie, zmienia mój kształt i ukierunkowywuje mnie.
Zmienia mnie w lodowate ostrze gotowe do cięcia.
Chcę ciąć.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz