Elfy kochają las i drzewa.
Mieszkają w nich, krążą wśród
gałęzi i ściółki, są
wegetarianami.
Herbaciane konsorcjum doszło więc
do
wspólnego wniosku, że elfy
pochodzą
ewolucyjnie od wiewiórek.
Dostałem od Void naklejkę. Jest
to reklama jakiegoś leku, "Eksperta od wzdęć". Na naklejce mamy
przekrój jelita, zapchanego jakimś paskudztwem, umówmy się, że nie wiemy jakim,
z góry wpadają tabletki. Jak się całością poruszy, to tabletki wypadają z
drugiej strony, a jelito wypełniają psychodeliczne bąbelki.
Chyba mnie przekonali. Mam tylko
nadzieję, że nie przeczyszcza delikatnie i bezszelestnie podczas snu, bo mam
ograniczone zasoby prześcieradeł.
Środowy wieczór wypełniony
tradycyjnie herbatą i opowieściami snutymi nad płomieniem świecy. Za oknem
minus 10, a
Sławek opowiada jak to urządza ostatnio swoim krwinkom Kosowo ciągnąc flachy z
kolegami z Przeróbki. Phantom znów opowiadał o Turcji. O plackach z marynowanymi
liśćmi winogron i tureckich drogach. Turcy mają sporo gór, ale nie bawią się
jak to zwykli robić europejczycy, w jakieś zakręty. Biorą mapę wyznaczają dwa
punkty i kreślą między nimi prostą linię. I tak też idzie droga, nieważne góra
czy jezioro. Opowiedział też jak mu się jeździło cały dzień rowerem.
Szczególnie, że rano go umył, ale nie wytarł. Hamulce i przerzutki wzięła w
posiadanie epoka lodowcowa.
Z rąk do rąk wędrowało tomiszcze
zatytułowane "Leksykon Zamków Polskich", śliczność, są tam wszystkie,
nawet te nieistniejące, jak np: gdański, którzy przedsiębiorczy mieszczanie
rozebrali po wygnaniu krzyżaków, tak żeby nie mógł tam umieścić drużyny król
polski. Podobno połowa ówczesnych kamienic była potem z krzyżackiej cegły.
Kaczor, z którym kiedyś pracowałem,
znalazł ostatnio w jakiejś ścianie, podczas remontu Danziger Zeitung z 1894.
Dawniej gazet używano jako uszczelnienia. Podobno właściciele znajdowali już
takie gazety i używali ich jako rozpałki w piecu.
Lód pokrywa miasto jak szkło.
Pazurkowata sugeruje mi miękkim
głosem sączącym się ze słuchawki, że byłoby miło gdybym napomknął w notce o jej
kochanej, delikatnej i wcale nieagresywnej osobie. Mruczenie to przypomina
"ostatnią kołysankę dla myszy", odśpiewywaną przez kota w porze
podwieczorku, tudzież odgłos silnika ukrytego w krzakach czołgu King Tiger, w
perspektywie zbliżającego się oddziału Shermanów.
Niemieccy czołgiści nazywali
Shermany "Opiekaczami Jankesów", lub "Ronsonami" ponieważ
wykazywały niezwykłe właściwości palne.
Nie jestem pewien czy moje
właściwości palne są miejsze niż klasycznego czołgu Sherman.
Oglądaliśmy ostatnio bandą
"Pana życia i śmierci". Dziewczyny wynudziły się na nim śmiertelnie,
ale mi się podobał. Pokazywał jak smutny i samotny może być diabeł w świecie
ludzi.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz