czwartek, 5 stycznia 2006

Mein hertz, cholera, bremt


A gdy pijani potęg zwidem
Język na świat rozpuścim wolno
I za nic mając Twoje imię
Jak pogan plemię, bez praw, podle
Panie Zastępów, bądź wciąż z nami
Bo zapominamy - zapominamy
(Kipling)

W czasie świąt przez dom przesnuły się zastępy gości. Był też niejaki Jakubek. Jakubek był palaczem na statkach. Przez 40 lat sypał węgiel w piece i lał mazut. Spał na tym węglu i tak bardzo bał się życia, że, mimo że był w setce portów to prawie nigdy nie schodził na ląd. W końcu wylądował u nas i z wysokości, swojego 85-cio letniego, z lekka przygłuchego autorytetu zakomunikował moim rodzicom, że praca umysłowa nie męczy. "Przecież to się tylko tak siedzi i patrzy".
Nie muszę chyba dodawać, że w naszym domowym świecie doktorów inżynierów zaiskrzyło powietrze. W ogólnym ogniu dyskusji (znaczy starsi się przekrzykiwali a Jakubek i tak nie słyszał), ojciec podał interesujący przykład mocy pracy umysłowej.
Otóż, gdy któryś z fizycznych pracowników ojca coś poważniejszego zbroi, wtedy mój starszy nie krzyczy na niego, niczym mu nie grozi, bo typ wymruczałby sobie pod nosem "a to stary chuj" i ogólnie by się nie przejął. Nie, starszy bierze czterdziestostronicowy regulamin pracy, który teoretycznie taki pracownik powinien znać i każe mu się go nauczyć. Daje mu tydzień a potem robi egzamin. Jeśli gość obleje dostaje jeszcze tydzień, jeśli nie zda wylatuje z roboty. W Sztumie trudno o pracę, mają wiec miejsce sceny dantejskie, szczególnie, że każdy klasyczny robol, mówię też na własnym przykładzie, gubi się w tych wszystkich parafach już gdzieś na trzeciej stronie. Kurcze czy widzieliście kiedyś równie wysublimowany terror?
A tak poza tym? Cóż, naukowcy odkryli, że wieloryby nie tylko mówią, ale też używają różnych dialektów. Wyborcza opublikowała recenzję tomiku Marzana i to w dość wyeksponowanym miejscu. Moja 70 letnia babcia zażyczyła sobie piwa karmelowego, poszedłem, kupiłem, brnąłem przez śnieg i tylko ludzie trochę dziwnie patrzyli, bo idąc konsumowałem loda klasy Romero, dość leciwego przyznam, bo z nieznanych powodów zimą ich nie produkują.
Poza tym wasz uniżony sługa wychodzi z dołka...no tak, i naczytałem się ostatnio Piekary.
Zwierz straszy, że pożyczy mi całość Kresa i będę musiał to przeczytać jednym ciurkiem. Podejrzewam, że jak skończę to wyjdę na ulicę przegryźć komuś tchawicę. Kres ma chyba najwyższą śmiertelność głównych bohaterów w historii literatury. Jednym słowem, jeśli go czytacie to nie przyzwyczajajcie się za bardzo do nikogo.
I na koniec smutna wiadomość, nasz najcudowniejszy z prałatów, zrezygnował Z budowy swojego, dwumetrowego pomnika w Starogardzie. Jaka szkoda, a już przeliczyłem go na złom...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz