środa, 4 stycznia 2006

Naprzód za Shevą


Nie musisz przecież
Niczego więcej chcieć
Bo twoje są ulice
Twoje są ulice
Tak hojny prezent
Ofiarowało ci
Twoje życie
(cyt.)

Idąc koło Cmentarza Nieistniejących Cmentarzy miałem moment „Widzenia”. Wyłączyła się automatyka i przez moment naprawdę patrzyłem na świat. Patrzyłem jak dziecko i widziałem wszystko.
Przestrzeń bajkowa znów ogarnia miasto. Zadziwiające nastały nam czasy, gdy to, co rzeczywiste wkładamy między opowieści a żyjemy iluzjami, nadając im tylko ważne nazwy: praca, nauka, związek. Nikt już po prostu nie tworzy, nie zdobywa wiedzy, nie kocha.
Śnieg spada na nas w ogromnych ilościach, by przez następne dni gwałtownie topnieć. Powietrze jest tak nasiąknięte wodą, tak, że idąc można by zostawiać w nim odkosy. Prawdziwe piekło reumatyków.
Marszałek Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935r o godz. 20:45. Jego mózg włożono do formaliny. Do dziś trwają poszukiwania mózgu dziadka. Tymczasem, jak co roku w święta, TV emituje „Szklaną pułapkę”. Z noworeżimowych nowości w TV odkryłem plebiscyt na najlepszego proboszcza roku. Nie, że chciałem to zaraz oglądać, przełączyłem a tam Gocłowski mówi o pomniku Jankowskiego, na następnym zaś Benedykt. Zupełnie jak w Stanie Wojennym, tylko mundury inne.
Z serii: życiowych potyczek i potknięć. SiedziMy sobie objęci w wyludnionym kinie. Ciemno, przytulnie, z ekranu wieje grozą wiatr wprost znad dachu Empire State Building. Wschodzące słońce odbija się na żółtych skrzydłach nurkujących dwupłatowców, a CKMowe serie kreślą ściegi bólu na bohaterskiej piersi ryczącego King Konga, a tu roztrącając ochroniarzy i burząc miejscową czasoprzestrzeń wpada z impetem na salę Siora mojej Frau. Gna pomiędzy rzędami powiewając moherem niczym mały, rozwścieczony terier, bezbłędnie wprost na nas, i chce kluczy do mieszkania, bo „tam już wszyscy czekają”.
Wyobraziłem sobie czekającą na zewnątrz, kipiącą wściekłością, wygłodniałą przyszłą rodzinę, która kieruje kolektywnie swe pełne wściekłości myśli na osobnika, który niecnie porwał tę jedyną istotę na świecie posiadającą klucze do domu i lodówki. Na szczęście moja przyszła szwagierka znana w niektórych kręgach jako Pędząca Anna, ma skłonności do przesady i radosnego niedookreślenia, znaczy jej umysł potrafi dokonać fascynujących skrótów, np. na drodze pomiędzy tym, co może być, albo będzie a jest. Zmusza to do bardzo, BARDZO precyzyjnego wyrażania się i do nienadużywania metafor...Hm, najlepiej, do nie używania metafor.
W sumie było dość śmiesznie, pozostała jednak niepokojąca świadomość, że moja przyszła rodzina jest w stanie dopaść mnie wszędzie...
Sylwester? Ach zo...Po intensywnościach ostatniego miesiąca nie miałem już zbyt wiele siły czy chęci. Noc sylwestrowa była, więc pełna spokoju i ciepła, muzyki klasycznej i radosnych prób tańczenia walca z elementami akrobacji, intymności i porwanego snu. Zwieńczony północą na ośnieżonym brzegu morza, pośród nieba pękającego od kolorowych ogni.

Trzask
- Co to było?
- Kapeć
- Mmm Misiu, rozbierasz się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz