czwartek, 1 grudnia 2005

Przebrzmiałe wojny


A robaków mrowie
Tańczy klaszcząc w dłonie

(Kat)

Kot Tau właśnie chłeptał mi z kubka kakao. Teraz stoję wobec egzystencjonalnego pytania: jak bardzo odporny na antygeny jestem...
Od poniedziałku z dala od sieci. Dużo roboty, mało snu, dużo pisania i noszenie tramwajowych hamulców na Przeróbce.
Śnieg wkrada się nieśmiało do miasta. Co parę dni opada cienką warstwą, by w ciągu dnia wstydliwie się stopić i szybko zejść z oczu pomiędzy chodnikowe płyty. Kipi we mnie nadmiar energii, który zebrał się w czasie depresji. Pracuję jak wariat, nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. Do tego dochodzi agresja. Dopiero ostatnia wyborcza katastrofa uświadomiła mi ile wściekłości we mnie drzemie. Lenn mówi żebym nie zaczynał wojen. Jestem skłonny jej słuchać. Od dwóch lat, odkąd zatruła mnie chrześcijaństwem, nikogo nie zniszczyłem. W pewien sposób jestem z tego dumny, z drugiej jednak strony, potrzebuję tego. Wróg zmusza do myślenia i ostrożności, nie pozwala zgnuśnieć, zestarzeć się. Utrzymuje człowieka w ciągłej gotowości i zmusza do rozwoju.
Tymczasem gnam przez miasto po wszystkich możliwych płaszczyznach i pozwalam by lodowaty wiatr chłodził moje myśli.
Jestem na głodzie szybkiej muzyki. Spotkanie z Bananem uwolniło "kwadratowe" wspomnienia. Gdy nikogo nie ma w domu odpalam stare kasety i urządzam orgię ruchu. Odzwyczajone mięśnie palą potem żywym ogniem, ale radość płynie przez żyły, a z potem wyciekają jesienne trucizny i wściekłość ostatnich tygodni.
W niedzielę zajrzeliśmy na wiec równości na Długim Targu. Zapachniało prawdziwą wolnością. Atmosfera świeżości i energii. Flagi, bębny, okrzyki, a naprzeciw nich odważnie owinięci szalikami "prawdziwi polacy", prezentujący alternatywne formy inteligencji i ciskający kaczymi jajami. Gdy tak tam stałem i patrzyłem na te ludzkie szumowiny jak usiłują wyrywać z ulicy kamienie brukowe, to przysięgam, choć to takie niemodne, czułem się przy nich nadczłowiekiem.
Gnając gdzieś spotkałem pod stocznią Strusia Pędziwiatra. Pogadaliśmy trochę nim przyjechał po niego tramwaj. Stwierdził że oglądał właśnie ostatnio stare zdjęcia, te na których popychałem go od tyłu... Taaak, sądzę że w kontekście mojej obecności w okolicach marszu mniejszości seksualnych, wiele osób spojrzy na mnie teraz inaczej.
Maleństwo odnajduje mnie ostatnio nie szukając. Idzie gdzieś i ja tam jestem. Cóż to może utrudnić w przyszłości nocne eskapady z kolegami. Zabawa, piwo leje się po brodzie, a tu nagle otwierają się z łomotem drzwi i podświetlony dramatycznie błyskawicą, staje w nich mały, rozłoszczony cień z wałkiem w ręku.
A tak poza tym to zarzucono mi ostatnio, że jestem ZŁY i dwulicowy. Jestem, pracowałem nad tym ciężko całymi latami i doprowadziłem to do perfekcji. Jestem czystą esencją okrucieństwa i bezwzględności. A gdy nadchodzi pełnia księżyca rosnę, pokrywam się rudym włosiem i wychodzę w noc by kraść kurczaki...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz