Pamiętasz zdjęcia robione z
pocisków
uderzających w ciężarówki w
Kosowie?
Obraz się zbliżał, rosły, aż
niemal widać
było twarze kierowców. I wtedy
ekran
ciemniał. I nie wiadomo co było
dalej...
Ale wiesz co? Ty się tego
dowiesz.
(Peacemaker)
Miałem wam dziś opisać heroiczną
i pełną przygód historię zniesienia z Niedźwiednika mojego nowego komputera,
ale dzisiejsza szara, ciemna i masakrująca podłym biomedem pogoda nie nastraja
mnie szczególnie do wspominków tułania się po zalodzonym, pełnym mgły lesie,
pośród różnych odbywających się w ciemnościach aktywności, owłosionych
grzbietów wypływających z oparu, oczach błyszczących a strasznych i 30 metrowym
stoku z którego trzeba było zejść, zjechać tudzież się sturlać. Wiecie to jest
jedna z tych rzeczy po których musi minąć trochę czasu, by można się było z
nich śmiać.
W dalszym ciągu bawię się moim
pokojem. Dziś udało mi się zmajstrować półkę pod kasety. Nawet po kilku
redukcjach, w tym jednej o połowę, nadal mam ich ok. 450. Sprawa nie była więc
taka prosta. Teraz dzieło jest już gotowe, a ja cały czas czekam na rumor
świadczący o marności rzeczy ziemskich i moich skromnych umiejętności
stolarskich.
Wieczorem mamy imprezę Awari,
która świętuje swój kolejny rok. Ma stawiać grzaniec, ale ja spróbuję naciągnąć
ją na pinacolade.
Przedtem mam wpaść do
Pazurkowatej, pomóc jej przenieść ciasto. Jej mama dziwi się „jak ona to robi”.
Znaczy się jak takie wątłe, blondyniaste maleństwo steruje takim wielkim,
czarnym potworem jak ja. Prawda jest taka, że ma mnie pod pantoflem, ale wy
niczego nie słyszeliście, czyli bierze pantofel i wali do skutku...na szczęście
potem zawsze przeprasza.
Kupuję jej dzisiaj mikołajkowego
misia. Ma blizny, szwy i jedno oko i ogólnie wygląda na pluszowego psychopatę.
W nocy będzie ożywał i gonił koty. Rano zostanie tylko kilka niesionych wiatrem
kłaczków sierści...
Kurcze, pogoda jest taka, że w
ogóle nic się nie chce. Tylko leżeć owiniętym czymś ciepłym, w miarę możliwości
oddychającym i kontemplować sufit.
Wczoraj wpadł do mnie Seba, przyniósł
nalewkę i pół kilo sfermentowanych wiśni i malin. Ja dałem bitą śmietanę i
zrobiło się ogólnie miło. W pewnym momencie rozmowa zeszła na naszą słynną,
gdańską zimę i przypomniała nam się stara opowieść, którą kiedyś wymyśliłem:
Mieszkańcy domu Wielkiego Brata w
Sękocinie, niczego
nieświadomi przeżywają koniec
świata. - Wielki Brat
jest ostatnio dziwnie milczący -
Stwierdza Klaudiusz...
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz