W Polsce wreszcie się poprawi
gdy głodni zjedzą bezrobotnych
(radio)
Miasto przykrywa mgła. Górą
przepływa blade widmo słońca. Jest ciszej, jakby spokojniej. Powietrze jest
aksamitne, zmiękcza dźwięki i ospale wypełnia ulice. Kobiety pięknie pachną w
tramwajach i wyglądają ślicznie. Wiatr niesie wirujące powoli liście. Świat
wydaje mi się piękny i pełen treści. Zwierze twierdzą, że to dlatego, że jestem
u szczytu mojego cyklu maniakalno - depresyjnego.
Jestem rozkojarzony. Myślę o zbyt
wielu rzeczach na raz. Ostatnio codziennie gonię za forsą. Kupuję i sprzedaję
monety. Palce mam poparzone kwasem , którym je czyszczę. Rozprzestrzeniam się w
sieci i w realu, kolekcjonuję serwisy literackie, zbieram kontakty z ludźmi
którzy kiedyś pomogą zbudować moją Wielką Stronę. Wolne chwile wypełnia mi
Maleństwo, krążymy tańcząc między kroplami deszczu, pichcimy razem i leżymy
godzinami grzejąc się nawzajem. Gdyby tak się dało, to zapadli byśmy we wspólny
zimowy sen. Nocami rysuję i piszę. Śpię na jawie.
Wczoraj widziałem Marzana na
przystanku ponad dworcem. Miasto zdaje się płynąć we mgle. Wieże jak maszty,
skośne płachty dachówek, niczym czerwone, łuskowate żagle. Pozdrowiliśmy się
przez powietrze i 5
milimetrów szkła. W niedzielę kupuję Topos z jego nowym
tomikiem „Commodore 64” .
Wiersze dla ludzi, którzy przeżyli erę Top Secretu i gry Chicago 90.
Poza tym remontują nam wykusz.
Nawet dzisiaj remont tego wytworu nastarcza potwornych trudności. Pół roku
szukaliśmy stolarzy, którzy by się tego podjęli. Teraz wiszą na ścianie domu i
układają poszczególne płaszczyzny niczym przestrzenne puzzle. Dom wypełnia
hulający wiatr. Jest zimno jak w psiarni.
Pomysły mojego Starszego zawsze wyprzedzały
czas. Pamiętam jak dwaj pokomunistyczni kafelkarze usiłowali zrobić ceglany
cokół pod wiszący kibel.
Czeka mnie dzisiaj sporo
pisaniny. Muszę między innymi okiełznać nieco ekonomię mojego państwa w
zwierzowej kampanii. Jestem tam Lordem Protektorem. Chciałem grać prostym
złodziejem i rozbójnikiem, ale to było silniejsze ode mnie. Co zresztą mówi
sporo o istocie polityki. Jako postać niemagiczna w magicznym świeci, jestem
zmuszony do podwójnego wysiłku, aby przetrwać. Poza tym mam tendencję do robienia
czegoś, co wkurza bardziej klasycznych graczy, a co Zwierzu nazywa
„Industrializacją przez magię”. Jakoś tak mimochodem próbuję ciągle tworzyć
częściowo demokratyczne, techniczne społeczeństwo. Częściowo demokratyczne,
zawsze uważałem, że rozsądna dyktatura to jest to. Módlcie się zatem, żebym
nigdy nie został waszym prezydentem. Na razie jednak mam przed sobą
zorganizowany chaos 20 zapisanych druczkiem stron. I muszę wymyślić co zrobić z
tą gigantyczną ilością złota którą mam i nie rozpieprzyć systemu ekonomicznego
państwa. Podobno Zwierz pisze program , który zdejmie nam część zarządzania z
głowy.
Muszę też rozliczyć kilka spraw
ze znajomymi. Ostatnio rozstrzelano mnie w herbaciarni. Jestem czarnym pająkiem
okolicznych więzi interpersonalnych. Siedzę w środku sieci i we wszystkim mam
umaczane paluchy. Gdy coś zaczyna się sypać można we mnie wycelować właściwie z
każdej strony. W najbliższym czasie muszę zdecydować czy nie przenieść powoli
środka ciężkości mojego życia gdzie indziej, bo dawne związki i zaszłości
jeszcze z Gratki, z czasem mutują i wyrodnieją, obrastają w paranoję i jakieś
niesamowitości. Męczy mnie ciągłe kontrolowanie przestrzeni wokół w oczekiwaniu
na atak. Jestem zajęty, muszę się skoncentrować.
- To był granat...
- Zaczepny? Obronny?
- Atomowy
(sesja)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz