sobota, 5 listopada 2005

Smak wiatru


W Polsce wreszcie się poprawi
gdy głodni zjedzą bezrobotnych
(radio)

Miasto przykrywa mgła. Górą przepływa blade widmo słońca. Jest ciszej, jakby spokojniej. Powietrze jest aksamitne, zmiękcza dźwięki i ospale wypełnia ulice. Kobiety pięknie pachną w tramwajach i wyglądają ślicznie. Wiatr niesie wirujące powoli liście. Świat wydaje mi się piękny i pełen treści. Zwierze twierdzą, że to dlatego, że jestem u szczytu mojego cyklu maniakalno - depresyjnego.
Jestem rozkojarzony. Myślę o zbyt wielu rzeczach na raz. Ostatnio codziennie gonię za forsą. Kupuję i sprzedaję monety. Palce mam poparzone kwasem , którym je czyszczę. Rozprzestrzeniam się w sieci i w realu, kolekcjonuję serwisy literackie, zbieram kontakty z ludźmi którzy kiedyś pomogą zbudować moją Wielką Stronę. Wolne chwile wypełnia mi Maleństwo, krążymy tańcząc między kroplami deszczu, pichcimy razem i leżymy godzinami grzejąc się nawzajem. Gdyby tak się dało, to zapadli byśmy we wspólny zimowy sen. Nocami rysuję i piszę. Śpię na jawie.
Wczoraj widziałem Marzana na przystanku ponad dworcem. Miasto zdaje się płynąć we mgle. Wieże jak maszty, skośne płachty dachówek, niczym czerwone, łuskowate żagle. Pozdrowiliśmy się przez powietrze i 5 milimetrów szkła. W niedzielę kupuję Topos z jego nowym tomikiem „Commodore 64”. Wiersze dla ludzi, którzy przeżyli erę Top Secretu i gry Chicago 90.
Poza tym remontują nam wykusz. Nawet dzisiaj remont tego wytworu nastarcza potwornych trudności. Pół roku szukaliśmy stolarzy, którzy by się tego podjęli. Teraz wiszą na ścianie domu i układają poszczególne płaszczyzny niczym przestrzenne puzzle. Dom wypełnia hulający wiatr. Jest zimno jak w psiarni.
Pomysły mojego Starszego zawsze wyprzedzały czas. Pamiętam jak dwaj pokomunistyczni kafelkarze usiłowali zrobić ceglany cokół pod wiszący kibel.
Czeka mnie dzisiaj sporo pisaniny. Muszę między innymi okiełznać nieco ekonomię mojego państwa w zwierzowej kampanii. Jestem tam Lordem Protektorem. Chciałem grać prostym złodziejem i rozbójnikiem, ale to było silniejsze ode mnie. Co zresztą mówi sporo o istocie polityki. Jako postać niemagiczna w magicznym świeci, jestem zmuszony do podwójnego wysiłku, aby przetrwać. Poza tym mam tendencję do robienia czegoś, co wkurza bardziej klasycznych graczy, a co Zwierzu nazywa „Industrializacją przez magię”. Jakoś tak mimochodem próbuję ciągle tworzyć częściowo demokratyczne, techniczne społeczeństwo. Częściowo demokratyczne, zawsze uważałem, że rozsądna dyktatura to jest to. Módlcie się zatem, żebym nigdy nie został waszym prezydentem. Na razie jednak mam przed sobą zorganizowany chaos 20 zapisanych druczkiem stron. I muszę wymyślić co zrobić z tą gigantyczną ilością złota którą mam i nie rozpieprzyć systemu ekonomicznego państwa. Podobno Zwierz pisze program , który zdejmie nam część zarządzania z głowy.
Muszę też rozliczyć kilka spraw ze znajomymi. Ostatnio rozstrzelano mnie w herbaciarni. Jestem czarnym pająkiem okolicznych więzi interpersonalnych. Siedzę w środku sieci i we wszystkim mam umaczane paluchy. Gdy coś zaczyna się sypać można we mnie wycelować właściwie z każdej strony. W najbliższym czasie muszę zdecydować czy nie przenieść powoli środka ciężkości mojego życia gdzie indziej, bo dawne związki i zaszłości jeszcze z Gratki, z czasem mutują i wyrodnieją, obrastają w paranoję i jakieś niesamowitości. Męczy mnie ciągłe kontrolowanie przestrzeni wokół w oczekiwaniu na atak. Jestem zajęty, muszę się skoncentrować.

- To był granat...
- Zaczepny? Obronny?
- Atomowy
(sesja)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz