sobota, 12 listopada 2005

Krawędzie


Na krawędzi dnia, na krawędzi snu
Przegrana w nierównej walce
Na krawędzi dnia, na krawędzi snu
Ja klęczę a wokół tańczy
Czas
Mój największy wróg
Mój najlepszy przyjaciel
(Closterkeller)

Jest już noc. Stoimy na krawędzi sensu. Grodzisko pod nami wije się kątami wałów. Stare cegły potern i kaponier lśnią w rozmytym blasku miasta niczym łuski przyczajonych bestii. W ziemi pod naszymi stopami śpi milion wystrzelonych pocisków, śniąc o ogniu. A my patrzymy w dół na rozlewający się pomiędzy liniami horyzontów ocean miasta. Światła i dusze ślą megawaty w powietrze i wypełniają wszystkie pola widzenia. Tysiąc lśniących wież miasta strzela w niebo, ponad wszystkim żarzy się biały krzyż Kościoła Mariackiego , gdzieś tam daleko błyskają ognie rafinerii osmalając skrzydła kołujących aniołów.
Wieczorne krążenie po starych fortyfikacjach. Mieszane towarzystwo i niepalne świeczki. Patrzę na Magdę od Michałów stojącą na krawędzi swych osiemnastu lat i osłaniam ręką płomień, by choć przez moment ta jej osobista noc nie była taka czarna. Bezskutecznie, są ludzie urodzeni do płaczu. Ludzie , którzy nie chcą odrzucić poczerniałych kikutów skrzydeł, bo obnoszenie kruchych szkieletów piór i sianie szkarłatnych kropli jest takie tragicznie romantyczne. Cierpienie staje się szczęściem i nabiera piękna i trwałości gotyckich łuków. Magda Michajłowna tańczy wśród nas w szczęśliwym tańcu bosej wariatki. Tańczy po szkle rzeczywistości i łapie nas na swoje ucięte wpół słowa i sensy. Wydaje dźwięki i zapętla się w nas. Nie można jej nie słyszeć, nie można na nią nie czekać. Znika by być widzianą.
Jej wiara w upadek ma moc sprawczą. Wszechświat składa się z cząstek, jedne wirują szybciej, inne wirują wolniej , nadając rzeczywistości różne stany skupienia. Ale tak naprawdę wszystko jest energią. Myśl też jest energią , jeśli więc osobowość jest wystarczająco silna może wpływać na wszystko mocą własnej myśli. Myślą można skoncentrować energię, ugiąć lub odciągnąć.
Magda jest energetycznym wampirem, ma osiemnaście lat , a z jej ciała spływają nawet tatuaże.
Noc mija pod niebem z cegieł. Przestrzeń drży wypełniona łatwą muzyką i szczypie paprykowy smak Laysów na języku. .Maleństwo przytula się do mego boku i mruczy o szczęściu. Patrzę na ludzi z perspektywy wieku. Nigdy przedtem nie zwróciłem uwagi, jak młodzi ludzie się poruszają i mówią. Może dlatego, że już dawno nie widziałem ich tylu na raz. Obserwuję ich nieforemność, ostre kanty ruchów i krawędzie zdań. To niesamowite jak z wiekiem zmienia się mowa ciała. Z czasem nasze ruchy miękną i tracą tą gwałtowność. Nasze słowa płyną wolniej i w jednym kierunku, uginają się i budzą takiej ilości ech. W młodych ludziach można czytać jak w otwartej księdze, my okrywamy się miękkim pancerzem, który lubi wypaczać sens.
Nocny spacer przez miasto. Godzina druga , ulice pełne ludzi . Stoimy w cieniu pomnika Sobieskiego, który kiedyś przyjechał tu za nami z Lwowa i patrzymy jak jakaś ekipa wiąże biało-czerwone szarfy na gałęziach drzew. Setki biało- czerwonych szarf. To będzie pierwsze święto niepodległości w zdradzonej Polsce. IV Rzesza wypełnia sejmowe ławy, gratuluje sobie, klepie się po nalanych kałdunach i chrząka z ukontentowaniem. Nie mogę oglądać wiadomości, od razu widzę folwark zwierzęcy i czarnego knura w pasiastym krawacie na tle wielkich drewnianych drzwi. Nie przejdziemy przez nie. Nigdzie nie pójdziemy. Będziemy stać i czekać przez następne cztery lata w cieniu tańczących barbarzyńców.
Z trudem dodźwigałem do Brzeźna krzyż skórzanego płaszcza. W domu byłem o czwartej.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz