Gdyby dziś był ostatni dzień na
Ziemi , wystawiłbym twarz do słońca i zacząłbym śpiewać. Pozwoliłbym by blask
ukrytych poza błękitem gwiazd, miękko wypełnił mi oczodoły i gardło, by
skroplił się na rzęsach. Śpiewałbym nad piaskiem i wodą, czekałbym na wiatr i
deszcz, na mróz i blask księżyca.
Nadchodzi kolejna fala.
Niewidzialna dopóki nie dotrze do płycizny. Unosi moje myśli ku brzegom i
światłu. Płynę w poranku. Dźwięk jaki wydają wszystkie oceany świata wypełnia
moją głowę. Rozbrzmiewa w słonecznym blasku, pośród bilionów ziarenek piasku i
gorących ramion galaktyk. Krzyki mew jak wykrzykniki, wypełniają ciszę po
lecie. Miasto huczy w kontekście.
Pomiędzy wszystkim jest mgiełka..
Robi się nostalgicznie. Ludzie myślą nastrojowo. Ja myślę o tobie. Uśmiecham
się.
Betonowe konstrukcje przechowują
w sobie odciśniętą pamięć słojów drzewa.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz