wtorek, 4 października 2005

Wiatr od lądu


Gdyby dziś był ostatni dzień na Ziemi , wystawiłbym twarz do słońca i zacząłbym śpiewać. Pozwoliłbym by blask ukrytych poza błękitem gwiazd, miękko wypełnił mi oczodoły i gardło, by skroplił się na rzęsach. Śpiewałbym nad piaskiem i wodą, czekałbym na wiatr i deszcz, na mróz i blask księżyca.
Nadchodzi kolejna fala. Niewidzialna dopóki nie dotrze do płycizny. Unosi moje myśli ku brzegom i światłu. Płynę w poranku. Dźwięk jaki wydają wszystkie oceany świata wypełnia moją głowę. Rozbrzmiewa w słonecznym blasku, pośród bilionów ziarenek piasku i gorących ramion galaktyk. Krzyki mew jak wykrzykniki, wypełniają ciszę po lecie. Miasto huczy w kontekście.
Pomiędzy wszystkim jest mgiełka.. Robi się nostalgicznie. Ludzie myślą nastrojowo. Ja myślę o tobie. Uśmiecham się.
Betonowe konstrukcje przechowują w sobie odciśniętą pamięć słojów drzewa.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz