My mieszkańcy przedmieść historii
nie odpoczywamy. Ciągle w ruchu, jak rekiny, nie możemy zatrzymać się, bo
umrzemy. 150 milionów lat ewolucji, instynkt wietrznych blokowisk, zamiast
zębów. My nie sypiamy.
Ustalam azymut na śmietnik. Blask
gwiazd odbija się od karoserii, wypełnia noc cichym brzęczeniem. Noś zegarek w
kieszeni, chodź zawsze środkiem ulicy - będziesz miał zawsze moment więcej na
reakcję.
W kieszeniach noszę kamienie. W
plecaku mam ostrza, nici i bandaż.
My dzieci dzielnic, nigdy do
końca nie koncentrujemy wzroku. Nasze oczy błądzą ciągle, za wszystkim co sie
rusza. Zawsze siadam tyłem do ścian, a przodem do drzwi. Nigdy nie przestajemy
słyszeć.
Nasi rodzice okaleczyli nas, na
swój obraz i podobieństwo. Upakowani w foremki komunizmu skazili nas
genetycznie beznadzieją. Nasi rodzice są naszą pierwszą siłą hamującą. Życie
każdego z nas jest wojną z tym co otrzymał w genotypie.
Lubimy noc. Rodzice śpią, ulice
pustoszeją. Norma kryje się za firankami. Świat jest większy. Jest nasz, pełen
czasu i przestrzeni. Zmierzch ukrywa codzienność, zostawia ocean miejsca na
myśli. Niewidoczni i niewidziani, wędrujemy betonowymi kanionami świata, w
bladym świetle księżyca.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz