czwartek, 6 października 2005

Brzeźno 2005


My mieszkańcy przedmieść historii nie odpoczywamy. Ciągle w ruchu, jak rekiny, nie możemy zatrzymać się, bo umrzemy. 150 milionów lat ewolucji, instynkt wietrznych blokowisk, zamiast zębów. My nie sypiamy.
Ustalam azymut na śmietnik. Blask gwiazd odbija się od karoserii, wypełnia noc cichym brzęczeniem. Noś zegarek w kieszeni, chodź zawsze środkiem ulicy - będziesz miał zawsze moment więcej na reakcję.
W kieszeniach noszę kamienie. W plecaku mam ostrza, nici i bandaż.
My dzieci dzielnic, nigdy do końca nie koncentrujemy wzroku. Nasze oczy błądzą ciągle, za wszystkim co sie rusza. Zawsze siadam tyłem do ścian, a przodem do drzwi. Nigdy nie przestajemy słyszeć.
Nasi rodzice okaleczyli nas, na swój obraz i podobieństwo. Upakowani w foremki komunizmu skazili nas genetycznie beznadzieją. Nasi rodzice są naszą pierwszą siłą hamującą. Życie każdego z nas jest wojną z tym co otrzymał w genotypie.
Lubimy noc. Rodzice śpią, ulice pustoszeją. Norma kryje się za firankami. Świat jest większy. Jest nasz, pełen czasu i przestrzeni. Zmierzch ukrywa codzienność, zostawia ocean miejsca na myśli. Niewidoczni i niewidziani, wędrujemy betonowymi kanionami świata, w bladym świetle księżyca.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz