wtorek, 11 października 2005

Po wyjęciu zawleczki granat przestaje być naszym przyjacielem


Jedno ciasto mama zrobiła ze
śliwkami a drugie z orzechami...
kokosowymi...no z wiórkami!
(Pazurek)

Dzwonek. Otwieram a tam moja babcia z półtorametrową, dębową pałą. Patrzy wielkimi oczyma i szepcze i wskazując do góry: Tam coś jeeest...
Wyjrzałem ciekawie. Rzeczywiście pod sufitem klatki schodowej wisiała sobie sikorka, i spoglądała magnetycznym wzrokiem na moją wszechstronnie uzbrojoną babkę. Moja babka jest mała i pękata, nieoficjalnie krąży wersja, że przypomina ruski czołg...teraz miała i lufę.
Odesłałem babkę, żeby opowiedziała o potworze na suficie sąsiadce i wziąłem starą koszulę. Ogólna zasada znana wszystkim hodowcom papug jest taka, nie biegaj, nie krzycz i nie wygłupiaj się, machaj koszulą aż bydle się zmęczy i straci refleks, a potem po prostu podejdź i zarzuć koszulę od góry. Po dwóch minutach było po wszystkim, poniosłem skrzeczącą koszulę do okna i puściłem stwora na wolność. Tu uwaga dla optymistów, romantycznych oszołomów i ekologów, nigdy , powtarzam nigdy nie wyciągać ptaszka z koszuli (jakkolwiek by to zabrzmiało), nie głaskać i nie zbliżać twarzy , mówiąc "puciu, puciu". To że ptak nie ma zębów nie znaczy, że nie gryzie.
A poza tym łeb mi pęka. Ciapek dostarczył mi baterię proszków i zaraz będę się leczył. Popracujemy jeszcze dzisiaj nad szatą graficzną pozostałych dwóch blogów, a po południu zobaczę moje drapieżne Maleństwo i filmy na pierwszej po remoncie , sesji filmowej u Void.
Aktualnie nie mam najlepszego humoru i męczy mnie silna potrzeba by dać to komuś odczuć. Są chętni? Prrrooszę...



FIN

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz