Jedno ciasto mama zrobiła ze
śliwkami a drugie z orzechami...
kokosowymi...no z wiórkami!
(Pazurek)
Dzwonek. Otwieram a tam moja
babcia z półtorametrową, dębową pałą. Patrzy wielkimi oczyma i szepcze i
wskazując do góry: Tam coś jeeest...
Wyjrzałem ciekawie. Rzeczywiście
pod sufitem klatki schodowej wisiała sobie sikorka, i spoglądała magnetycznym
wzrokiem na moją wszechstronnie uzbrojoną babkę. Moja babka jest mała i pękata,
nieoficjalnie krąży wersja, że przypomina ruski czołg...teraz miała i lufę.
Odesłałem babkę, żeby
opowiedziała o potworze na suficie sąsiadce i wziąłem starą koszulę. Ogólna
zasada znana wszystkim hodowcom papug jest taka, nie biegaj, nie krzycz i nie
wygłupiaj się, machaj koszulą aż bydle się zmęczy i straci refleks, a potem po
prostu podejdź i zarzuć koszulę od góry. Po dwóch minutach było po wszystkim,
poniosłem skrzeczącą koszulę do okna i puściłem stwora na wolność. Tu uwaga dla
optymistów, romantycznych oszołomów i ekologów, nigdy , powtarzam nigdy nie
wyciągać ptaszka z koszuli (jakkolwiek by to zabrzmiało), nie głaskać i nie
zbliżać twarzy , mówiąc "puciu, puciu". To że ptak nie ma zębów nie
znaczy, że nie gryzie.
A poza tym łeb mi pęka. Ciapek
dostarczył mi baterię proszków i zaraz będę się leczył. Popracujemy jeszcze
dzisiaj nad szatą graficzną pozostałych dwóch blogów, a po południu zobaczę
moje drapieżne Maleństwo i filmy na pierwszej po remoncie , sesji filmowej u
Void.
Aktualnie nie mam najlepszego
humoru i męczy mnie silna potrzeba by dać to komuś odczuć. Są chętni?
Prrrooszę...
FIN
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz