wtorek, 13 września 2005

Wojny literackie


Wyrokiem sądu gdański pisarz Paweł Huelle ma przeprosić gauleitera Jankowskiego za to, że nazwał go po imieniu, a ja leczę rany po wewnętrznej stronie policzka, po trafieniu łokciem. Uczciwie uprzedzam, to że Brzeźno się postarzało i zespokojniało, nie oznacza, że już nie ma zębów i nie potrafi gryźć.
Panowie w ubiorach szeleszczących a kolorowych i pałach łysych do połysku przekonali się o tym dość gwałtownie opuszczając naszą narożną knajpkę oknem w towarzystwie solidnej , dębowej ławy. Następnie umykali przed nami po lesie niczym króliki.
Chyba nie powiniennem pić po całym dniu roboty, do tego na pusty żołądek. Ale nie ukrywajmy, ostatnio łaziłem napięty jak struna, i gdy dyskusja Szopena z sąsiednim stołem, obsadzonym przez łysych gentelmanów, o hańbie polskiego sądownictwa i kapłanach nazizmu, osiągnęła swe gwałtowne apogeum, byłem już właściwie gotowy eksplodować w jakimkolwiek kierunku.
Sympatycy brunatnego księdza mieli pecha. Było już raczej ciemnawo, a my lepiej znamy las i wydmy. Gdziekolwiek by nie pobiegli , my już tam na nich czekaliśmy. Mimo gorących protestów dotrzymaliśmy im towarzystwa aż do samej Zaspy.
Potem zziajni i z lekka krwawiący wróciliśmy pod dach. Wnieśliśmy ławę. Skruszony Michaś pozamiatał nawet szkło. 3szklaneczki nie miała nam specjalnie za złe ani pokali, ani ławy, ani okna, ani nawet doniczki z fikusem , którą cisnął w ferworze walki Michaś. Podliczyła nas za to po równo za wszystko. Rannych bohatersko opatrzyła zaś na swej wątłej piersi.
Wszelkie koszty potraktowaliśmy jako coś w rodzaju biletu wstępu/. Od łebka nie wyszło nawet tak drogo.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz