Czytam „Stalingrad” Pliviera,
wczoraj skończyłem „Dzieje Rosji” Ochmanowskiego. Kończyłem je, o ironio ,
siedząc na gorącym od słońca pancerzu sowieckiego czołgu majora Miazgi,
spoczywającego niczym martwy krab na skraju Alei Zwycięstwa. Czołg celuje lufą
w Akademię Medyczną. Legenda głosi , że wystrzeli gdy Akademię ukończy
dziewica.
Harowałem cały tydzień. Chyba
odrobinkę przesadziłem. Teraz zimny pot zalewa mi oczy, żołądek usiłuje wejść w
nadprzestrzeń a ja usypuję zapory przeciw falom bólu z tabletek Ibupromu. Dziś
oglądałem powtórkę relacji z Sopotu. Połasiłem się na Mandarynę. Chciałem
usłyszeć ten jej legendarny śpiew. Usłyszałem, już nie chcę.
Siostry chcą mnie zawlec w
niedzielę na ‘Fabrykę czekolady” do kina. Zastanawiam się czy wolę iść do kina
czy też może zapłacić za telefon. Starsi o 5 rano ruszyli w daleką drogę do
Chin, światowej stolicy ptasiej grypy. Zostawili mnie z pustą lodówkę i
niepospolitym burdelem szczelnie oplatającym mackami całe mieszkanie. Wracają
za dwa tygodnie, ciekawe czy przyślą mi kartkę? Zastanawiałem się nad tym
szorując garnki.
Wczoraj razem z Pazurkiem
odnalazłem grób, którego szukałem od lat. Podziabana, rzeźbiona płyta z
początku wieku. Gdy komuchy po wojnie równali z ziemią stary cmentarz miejski i
wykładali tymi wszystkimi , niemieckimi nazwiskami ulicę Spacerową, zostawili
tę jedną płytę . Pod nią leży twórca linii kolejowej Danzig - Warszawa.
Wiedziałem , że cholera gdzieś jest, nie wiedziałem gdzie. Szukałem jej po
parku za każdym razem, gdy byłem w okolicy ,a miałem chwilkę czasu. Trzeba było
jednak Pazurka, która ma dar przyciągania rzeczy zaginionych.
Idąc dalej odkryliśmy część parku
o której nie miałem bladego pojęcia. Ciągle więc jeszcze można odkrywać nowe
drogi a mój świat codziennie staje się szerszy.
Cudownie, bezruch to śmierć.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz