czwartek, 8 września 2005

Konserwa turystyczna jak sama nazwa wskazuje, robiona jest z...


Niedziela. Puck - Mechowo - Puck. Nawet nie wycieczka, zwykły spacer przez piękną krainę u nasady półwyspu Helskiego. Dla mnie jest to kraj ze snów. Droga klucząca wśród wzgórz, pnąca się z trudem na szczyty i zapadająca się gwałtownie w dół , by pogrążyć się w cieniu starych drzew. Krzyże i kapliczki pojawiające się znikąd, folwarki i gospodarstwa stojące tu od setek lat, miejscowości, wymoszczone idealnie w swoich miejscach. Kraj który przyzwyczaił się do ludzi ich dróg i pól. Kraj senny i zadowolony z siebie, przysypiający z lekka w cieple bladego słońca ostatnich dni lata. Koniec lata to moja ulubiona pora roku.
Wyruszyliśmy by spełnić odwieczne marzenie Awari, która chciała koniecznie obejrzeć groty mechowskie. Szło mi się idealnie, byłem akurat w takim stanie, że mój mózg z radością powitał możliwość przerwania pracy. Wędrowałem więc i chłonąłem, A ten nowy świat wypełniał mi oczy i myśli.
Szła z nami Magda z Koleżanką. M wróciła do Polski na egzaminy. Facet jej wyrażnie służy. Nabrała pewności siebie, zrzuciła łachy i wyeksponowała biust, którego istnienia dotąd nie podejrzewałem.
Jej koleżanka wyśmiała moje poglądy na stwórczą rolę wiary i cywilizacji opowieści. Jakoś nie byłem w stanie się zebrać by się bronić. Za to odczułem to dość mocno. Chyba traktuję siebie zbyt poważnie.
Wędrowaliśmy w słońcu , odpoczywaliśmy w cieniu konsumując lody z koniakiem. Zrywaliśmy z poboczy nagrzane słońcem jeżyny i młodą kukurydzę z pól.
Pokluczyliśmy w szalonym biegu pośród jadących samochodów,w czasie "Wielkiej Wojny Rzepowej". Jej eskalacja nastąpiła gdy za uzbrojonym w jeden rzepowy krzak Adamem biegał Phantom uzbrojony w dwa, tyle że większe. Choć może "biegał" nie jest właściwym słowem. On "kroczył", czy też "nadciągał nieuchronnie".
Mijały nas kolorowe pielgrzymki zdążające do Swarzewa. Machaliśmy sobie wesoło, dzieci patrzyły z parapetów niskich okien. A na horyzoncie obracały się białe łopaty wiatraków i skrzył w słońcu głęboki błękit zatoki.
Wieczorem wróciliśmy do Pucka. Wędrowaliśmy rozświatlonymi złotym światłem ciasnymi uliczkami. Dotkneliśmy głazów fundamentu dawnego zamku krzyżackiego, zajrzeliśmy w ciemną gardziel katedry , wreszcie zeszliśmy nad niespokojne morze w miejscu gdzie Generał Haller zaślubił całą tę wodę Polsce.
Legenda głosi, że zaślubiny odbywały się zimą,a generał nie trafił pierścieniem w przygotowany przerębel. Pierścień pomknął po lodzie. W tym momencie młody kawalerzysta wyrwał się z szeregu, podalopował na koniu przez lód i strącił pierścień lancą w wodę. To naprawdę bardzo polskie, cholerne, czyste wariactwo, ale za to jakie widowiskowe.
Zachód słońca odnalazł nas na molo, gdzie Phantom ze swojego zakrzywiającego czasoprzestrzeń plecaka wydobył wór, nie worek, wór pączków.Gdy już umazani lukrem, przełkneliśmy ich ostatnie muliste kęsy, powiedział że trzymał je od tłustego czwartku...Orientuje się może ktoś , kiedy był ostatni tłusty czwartek? Bo mój żołaek chciałby wiedzieć.
Stwierdził że ma ich jeszcze więcej, a mi przed oczami stanęł wizja Ph stojącego w wątłym snopie, wpadającego przez piwniczne okno światła i wyciągającego z ogromnej lodówki zeszklone wypieki.
Za nami, w wodzie wędrowały sobie jakieś półnagie postacie. Wędrowały, wędrowały a potem nagle znikały. Nad Phantomem wisiały chmury muszek. Z każdą chwilą większe. To zrozumiałe, taka okazja jak Phantom nie zdarza się często. Gdy się w końcu ruszyliśmy, Adam zawołał - Ej, ale kolegów to zostaw!
Adamowi zrzedła mina gdy okazało się, że musi zapłacić za rower bilet 100%. Jego oburzone westchnienie doprowadziło pół dworca na skraj zawału. Potem podszedł do roweru, położył mu bilet na siodełku i mówi: Masz, jedź. Odgrażał się , że w pociągu usadzi go na fotelu.
Na dworcu jakieś dziecie płci męskiej opuściło spodnie i zrosiło żółtą strugą torowisku. A z tyłu jego małoletnia siostra krzyczy: Patrz wujek, twoja krew!
W mieście był Jarmark Wileński z tanim domowym,piwem i kiełbasą. Faszerowane papryki u Awari i przyjaciele w herbaciarni dyskutujący o wegetarianiźnie. A dziś pogoda znowu jest piękna i świat wydaje się podążać nadal we właściwym kierunku.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz