sobota, 24 września 2005

Bóg jest po prostu niewyobrażalny


Sprawiedliwość jest ślepa.
Wiem, bo tak jak tylu innych
przede mną, sam zaszywałem
jej powieki.
(Jonathan Sarkos)

Gdyby wszystko było czarne, czerń byłaby słowem pozbawionym sensu. Gdyby nie byłoby zła, nie mielibyśmy po co żyć, bo życie jest dążeniem do doskonałości. Gdyby nie było Brzeżna, wszechświat zapadłby się pod ciężarem dobroci. W ostatecznym rozrachunku okazuje się , że i diabeł jest pozytywną postacią, zresztą zawsze tak twierdziłem, jest naszym jedynym sojusznikiem w ratowaniu świata przed zagładą...to Bóg wygra Armageddon.
Jak to kiedyś stwierdził Woland: Człowiek potęgi - ginie od potęgi, człowiek pieniędzy - od pieniędzy, poddany od służenia, poszukiwacz rozkoszy - od rozkoszy. Mnie w takim razie zabiją słowa.
Na mój obrazowy komentarz rybaczków, barwy modrej zieleni i takiż plastikowych klipsów, wielkości spodków, Sylwia odpowiedziała cedząc przez zęby, że nie jestem glamur... Mój Boże!!! Nie jestem! Cóż za porażający wstrząs! Moja egzystencja nagle straciła sens. Musiałem natychmiast złagodzić skutki szoku zakupując kufel chmielowego chłodziwa dla moich reaktorów. Sami powiedzcie, teraz gdy już znam straszliwą PRAWDĘ, gdy już wiem, że nie jestem glamur, trendi, ani nawet dżezi...jak żyć???
Ech, wczoraj leciał archiwalny film. Pokazywali przysięgę NRDowskich żołnierzy. Kamera objechała ich od tyłu, a tam większość trzymała ręce za plecami, krzyżując palce. Na wybrzeżu pogoda jak cukierek. Najwidoczniej lato postanowiło sobie jeszcze na chwilę przysiąść , przed lotem na południe. Położyło się pośród wzgórz nad miastem. Zwinęło w kłębek i grzeje teraz puszysty grzbiet na słońcu. Gdzieś tam daleko Bóg ściera z powierzchni ziemi Stany Zjednoczone gumkami huraganów, a ja sprzątam pokój, wgryzając się w dół przez kurz i niepamięć w prehistoryczne warstwy. Znalazłem między innymi wór z klockami Lego. To śmieszna sprawa. Za komuny klocki Lego były czymś w rodzaju waluty. Każdy starał się mieć ich jak najwięcej, i jak najciekawszych kompletów, bo stanowiły dobry produkt wymiany. W dzieciństwie zawsze chciałem mieć masę tych klocków, nocami śniłem o tym wszystkim co mógłbym z nich zbudować. I pewnego dnia spełniło się, uzbierałem pięciokilowy wór, skupując wszystko od kumpli, tyle tylko, że byłem już na to za stary. Wyrosłem, klocki poszły w ciemny kąt i zapomnienie. Teraz upychałem je w kartonie. W tym celu musiałem złożyć je w kostkę, by zajęły mniej miejsca. Widok był dość zabawny, stary chłop pieczołowicie skłdający przez 3h klocki. Pazurek twierdzi, że będą dla naszych dzieci...Moje klocki!!! Miałbym je komuś oddać?! Jeszcze by części pogubili! Nigdy!!!

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz