To nie boli. Czuję jak dzielisz
mnie ze mną . Wyrastasz mi pod żebrami. Zatrzymujesz w oddechu cała przestrzeń
jaką potrzebuję do lotu. Dobrze , już przestaję. Sam przecież mówiłem, że
najpiękniej pisze się o miłości, która umiera.
Jawność zabija wszelką
inwencję.Trzeba pilnować każdego słowa by kogoś nie zraniło. A ja potrzebuję powietrza,
wiatru na twarzy i zapachu dymu. Ścieżek żłobionych przez pot w sadzy
pokrywającej twarz i krwi na ostrzu. Potrzebuję krzyku i zatracenia.
Tymczasem czuję jak skrupuły
kastrują ten blog. Obciążony bagażem wątpliwości bije ciężko skrzydłami, pozostając
wciąż na ziemi. Nigdzie nie poleci.
Jestem zmęczony myśleniem i
przewidywaniem. Jestem zmęczony słuchaniem i głęboko rozczarowany, że niejaki
Lomax mnie nie zaatakował. Czuję się zlekceważony i niedopieszczony. Potrzebuję
walki, chcę czuć smak surowego mięsa między zębami.
Tabletki przeciwbólowe i
odkładany sen zmieniają świat w bezustanne brzęczenie. Chcę jasności, męczą
mnie niuanse. Chcę wojny, ale na tym małym światku, który zamieszkuję, wojna
niesie ze sobą zbyt wiele kosztów. Trzy wulkany i róża, krzyż samolotu na
piasku pustyni, wąż i wszystkie baranki świata pozamykane w skrzynkach farm
hodowlanych. Chcę stąd odlecieć.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz