czwartek, 21 lipca 2005

Uwielbiam zapach wirujących wierteł o poranku


U dentysty:
- A co się panu z szyją stało?
- A nic takiego. Dziewczyna wyjeżdżała na wakacje i postanowiła oznaczyć teren.
- Widać że chciała mieć pewność...

Do dentysty poszedłem bez telefonu, wolałem nie wyobrażać sobie nawet co by było, gdyby nagle zadzwonił w momencie gdy w moim zębie byłoby działające szybkoobrotowe wiertło. Za to pani doktor była w ciąży i co jakiś czas podrygiwała znienacka, mówiąc że kopie. Zostałem prześwietlony, znieczukony i zatruty. Kobita męczyła się nade mną 3 godziny , wtulając mój łeb w swój kształtny biust, wydobywała z dziąsła co bardziej ewidentne odłamki kości i z upiornym zgrzytem oczyszczała kanały.
Spoczywałem więc sobie w tym uroczym cieniu , dostając kółek w oczach za każdym razem gdy szarpnęła za nerw, a w mej głowie dzwięczały słowa mojej poczciwej babci Basi "Nie szarp się i nie krzycz bo pani doktór weźmie grubsze wiertło". Słowa te padły co prawda w czasach wolnoobrotowych, pordzewiałych z lekka maszynek, chimerycznych pań które po 10 min wiercenia szły na kawę i zoatawiały pacjenta z wiertłem w zębie, oraz książek fantastycznych o znieczuleniu, ale głęboko zapadły w mą jaźń i czasem wracają jeszcze nocą po zbyt obfitej kolacji.
Operację będę miał w następny czwartek. Oprócz starej i lubianej choroby, wskutek której moję zęby trzaskają jak zapałki na styku z kością, dostałem czegoś na trzy słowa. Pierwsze brzmiało "gangrena" ostatnie "total". Mam nadzieję , że zbiorę kasę szybciej niż pani na trzy słowa dostanie się do krwi.
Po wszystkim powędrowałem sobie na starówkę by uśmiechać się do przerażonych Niemców połową twarzy. Druga połowa zwisała mi widowiskowo a z kącika ust ciekła strużka śliny. Gdybym jeszcze zaczął zawodzić "MÓÓÓZZZG! MÓJ PAN POTRZEBUJE MÓZGUUUU!!!", to pewnie zaczęli by biec.
A poza tym tęsknię. Maleństwo pisze , że chroni moje książki w namiocie przed deszczem, a ulubiona, liskowata suczka kuzynek, poczuła zew natury i radośnie wytarzała się w okolicznych krowich plackach. Tak więc do obozowych atrakcji oprócz gry w karty i słuchania kropel rozbijających się na tropiku, doszło jeszcze mycie psa.
W sobotę Stworek jedzie do Zwierza do Warszawy a ja otrzymałem klucz w celu karmienia kota. Ciekawe ile kot wytrzymuje bez jedzenia. Zaraz idę rozsyłać zaproszenia na imprezę. W końcu po co Zwierzom tyle pokojów, jeden można przerobić na balkon...

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz