niedziela, 3 lipca 2005

Powiew znad rzeki


...siedze sam w herbaciarni. Moje Kochanie znowu dzisiaj zemdlalo, tym razem w kosciele, i musialo pozostac w domu. Obawiam sie , ze trzeba bedzie ja zawlec profilaktycznie do lekarza, co przepelnia mnie swego rodzaju niepokojem, poniewaz Pazurek moze nie miec na to ochoty , i zastosowac hiperskuteczna, babska metode lagodnej negacji. Trudno pokonac kogos kto radosnie przyznaje ci racje a i tak robi swoje.
Niedziela piekna i letnia jak opowiesc z dawnych czasow. Postanowilem ja sobie przeznaczyc na wykonczenie ponurej ksiazki o bakteriologiczno - nuklearnej zagladzie ludzkosci. Wlasnie dochodzilem do momentu gdy jeden z glownych bohaterow dreczony zapaleniem opon mozgowych i smiertelnym zapaleniem pluc rownoczesnie ogkrywa straszna prawde, gdy w cien , ktory sobie pracowicie odszukalem weszli Krzyski.
Pogadalismy, pokonsumowalismy na sloncu , w koncu zrobilismy runde po miescie fotografujac liczne wykopaliska.
Po uchwalwniu planu zagospodarowania miasta, wszedzie ruszyla odbudowa i na swiatlo dzienne wyszly miasta pod miastem, zarowno te zeszlowojenne jak i te sredniowieczne.
Miasto puste, jakby wszyscy polezli na plaze. Tylko stale trasy wycieczkowe sa zatloczone.Amerykanie ze statkow sa jak mrowki, chodza tylko po liniach w przewodniku. Moze to byc tez spowodowanw tym , ze jakis czas temu , chlopaki z Dolnego Miasta skroili amerykanskiego konsula i troche go przy tym sponiewierali. Teraz na amerykanskiej liscie najniebezpieczniejszych miast Gdansk jest gdzies kolo Bejrutu.
Wiekszosc miasta jest pelna wiatru i slonca. Nieliczni autochtoni rozmawiaja na progach kamienic. Starsze panie obserwuja z wystawionych w cien krzeselek.
Siedze sam w herbaciarni pijac kawe z lodami waniliowymi, z tylu rifuje Santana, nienawidze Santany. Ciesze sie spokojem, brakiem pospiechu i ogolnie tesknie za polskimi literami, ktorych miejscowy sprzet, trzeszczacy pod moimi palcami najwyrazniej nie posiada.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz