Boli mnie. Ból jest
obezwładniający. Przebija moje wnętrze srebrzystą siecią. Przebija się przez
skronie, policzki, szyję i ramiona, nie pozwala myśleć. Przy takim bólu gubię
rozsądek, świadomość, człowieczeństwo. Mam ochotę wyć i tłuc łbem o ścianę. Aż
przestanie, w ten czy inny sposób.
Siedzę i trzęsąc się czekam , aż
zacznie działać kolejna porcja proszków przeciwbólowych. Jadę na nich już
trzeci dzień. Moje kochane, uwielbione, przecudowne ząbki czatują zawsze na tę
jedyną chwilę gdy nie mam czasu i pieniędzy by się nimi zająć i urządzają mi
orgię cierpienia w wszelkich możliwych odcieniach. Gdy mam dla nich czas , to
nic mnie nie boli, a wtedy zawsze trafia się coś innego na co można wydać kasę.
Kończę, dziś mam ochotę umrzeć, nie oczekujcie więc ode mnie eksplozji
elokwencji. Grrrr! Najchętniej bym kogoś pogryzł...gdybym tylko mógł.
Nie wpuszczę Cię pod mój dach
Boże
Idź w cholerę!
Gdzie indziej szukać
sprawiedliwych
Dziś sprawiedliwość określa się
nożem
Sposób elegancki i bezpośredni
Nie poświęcę dla ciebie mych
córek
Kocham je bardziej niż Ciebie
Skarbów cenniejszych od nich
Nie znajdę w żadnym niebie
Rządzisz tym wielkim sufitem
Co świat zamyka od góry
Lecz dla mnie to tylko emalia
błękitna
Po której ślizgają się chmury
Sądź mnie!
Zrzuć na mnie mój dom
Wraz ze stropem
Rzuć oskarżeniem
Bom samolubny
Egoista
I mam stos świerszczyków pod
biurkiem
Karz!
Za
Nadużywanie
Krzywdzenie
Myślenie...
Nim jednak wzniesiesz na mnie
Swą moc wielką i obojętną
Pamiętaj, że jestem stworzony
Na twój obraz i podobieństwo
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz